Quantcast
Channel: Książki Zaginają Czasoprzestrzeń
Viewing all 350 articles
Browse latest View live

"Wierni i Upadli: Zawiść" Johna Gwynne'a 19 września w księgarniach

$
0
0
Młody Corban z zazdrością przygląda się, jak chłopcy stają się wojownikami i wdrażają się w rzemiosło wojenne. Marzy o chwili, gdy sam ujmie miecz i włócznię, by bronić ziem swego króla. Ów dzień nadejdzie jednak zbyt wcześnie, a Corban pozna prawdziwą cenę odwagi dopiero, gdy straci swych bliskich.

Ziemie Wygnanych mają za sobą burzliwe dzieje. Przed setkami lat ludzie zwarli się w straszliwej wojnie z olbrzymami, a ziemia pociemniała od rozlanej krwi.

Klany olbrzymów zostały ostatecznie rozbite, lecz ich zrujnowane fortece nadal szpecą krajobraz. Dziś jednakże olbrzymi znów się budzą do działania, starożytne głazy płaczą krwawymi łzami, a pogłoski mówią o pojawieniu się ogromnych białożmijów. Nadchodzi czas, kiedy spowity smutkiem i rozpaczą świat stanie się polem bitwy dla aniołów i demonów. Nadchodzi wojna, która położy kres wszystkim innym wojnom.

Najwyższy Król Aquilus wzywa innych władców na radę, chcąc utworzyć sojusz na naciągające ciężkie czasy. Wedle prastarej przepowiedni ciemność i światło powołają swoich czempionów: Czarne Słońce i Jasną Gwiazdę. Ludzkość musi odnaleźć ich obu i to szybko, bo jeśli Czarne Słońce zdobędzie przewagę, wszelkie marzenia i nadzieje zamienią się w pył.

"Zawiść" to pierwsza część serii "Wierni i Upadli", autorstwa Książka ukaże się19 września w księgarniach, nakładem wydawnictwa MAG.

"Pocałunek Zdrajcy: Pocałunek Szpiega" Erin Beaty 26 września w księgarniach

$
0
0
Kapitan skrywający sekret. Szpieg wysłany z misją. Królestwo o włos od klęski.

Sage Fowler dowiodła już swojej wartości jako utalentowana swatka i przebiegły szpieg, teraz więc może cieszyć się zasłużonym spokojem jako guwernantka królewskich dzieci i czekać na Alexa, wyjeżdżającego na kolejne misje wojskowe. Kolejnym zadaniem kapitana Alexa Quinna jest wyszkolenie nowego oddziału – ale czy rzeczywiście tylko o to chodzi? 

Gdy Sage domyśla się prawdziwego celu tej misji, wykorzystuje okazję, by ponownie przysłużyć się królestwu, a przy tym towarzyszyć swojemu narzeczonemu. 

Alex nie jest jednak zachwycony obecnością ukochanej na trudnej misji, zaś jej upór i jego skrytość tylko pogarszają sprawę. Jak poradzi sobie Sage, gdy zrządzeniem losu zostanie oddzielona od reszty oddziału i wbrew swojej woli zapuści się daleko na terytorium wrogiego kraju? Czy w nowym miejscu zdoła utrzymać – w sekrecie tożsamość własną i swojego podopiecznego? Tym razem nie tylko jej królestwo znajdzie się w niebezpieczeństwie…

"Pocałunek szpiega" to druga część serii "Pocałunek Zdrajcy", autorstwa Erin Beaty. Książka ukazała się 26 września w księgarniach, nakładem wydawnictwa Jaguar.

"Czarne światła: Spektrum" Martyny Raduchowskiej 3 października W KSIĘGARNIACH

$
0
0
Technologia rozdarła to miasto na pół. Wydawało się, że ostatnie granice ludzkich możliwości zostały zniesione.

W powszechnym użyciu są androidy prawie doskonałe kopie człowieka. Wyposażone w sztuczną inteligencję, niesamowicie szybkie, zdolne do błyskawicznej regeneracji, są o wiele bardziej wytrzymałe niż ich pierwowzór. I o wiele bardziej niebezpieczne.

Ludzie dzięki wszczepom i implantom mogą upgrade'ować swoje ciało i umysł niczym postaci z gier komputerowych. Ci, których na nie stać, bogacą się jeszcze bardziej. Biedni spadają na samo dno drabiny społecznej. Szansą dla wykluczonych jest reinforsyna. Geniusz w pigułce, dostępny na każdą kieszeń. Gdy zapada decyzja o wycofaniu jej ze sprzedaży, atak na siedzibę jej producenta jest nieunikniony. Magazyny pustoszeją w jednej chwili. Reinforsyna zalewa ulice falą neurochemicznego szaleństwa.

B-Day. Dzień Buntu. Dzień, który zmienił Jareda Quinna w nafaszerowanego elektroniką cyborga. On sam niewiele z niego pamięta. Tylko Maya, jego replikantka, wie, co naprawdę się wtedy wydarzyło.

Bo wszystko zaczęło się właśnie od niej.

"Spektrum" to druga część serii "Czarne światła", autorstwa Książka ukaże się 3 października w księgarniach, nakładem wydawnictwa Uroboros.

"Uniwersum Metro 2035: Czerwony wariant" Siergieja Niedoruba 3 października W KSIĘGARNIACH

$
0
0
Co robić, jeśli los, który dopuścił do Katastrofy, płata jeszcze okrutniejszego figla: kompletnie grzebie pod tonami ziemi najdłuższą odnogę kijowskiego metra, pozostawiając bez szwanku dwie pozostałe? Co, jeśli widma „czerwonej“ linii przypominają o sobie w każdej tajemnicy i zagadce wszystkich kolejnych lat? To niemożliwe, żeby ktokolwiek mógł tam przeżyć, a jednak…

Podczas jednego z kolejnych wypadów stalkerzy Krzyża – położonej w podziemiach Kijowa wspólnoty stacji obu ocalałych linii – znajdują na powierzchni nieznanego człowieka w mocno zniszczonym skafandrze ochronnym. Jest obcy w świecie metra i nikt nie umie stwierdzić, kim jest i skąd przybył, nie licząc miejscowej dziewczyny z uszkodzonym mózgiem i psychiką dziecka. Żeby dokopać się do jej wspomnień, potrzebna będzie pomoc kogoś, kto zdoła znaleźć sposób, by z nią pomówić. Dziecięcy nauczyciel Jon podejmuje się przeprowadzić dziewczynę na drugi koniec Krzyża, w dalekie i dzikie rejony, aby znaleźć jej lekarza. Ktoś próbuje im przeszkodzić, nie cofając się przed niczym. Ktoś, kto wciąż jeszcze zna tajemnice „czerwonej“ linii. 

"Czerwony wariant" to kolejna część serii "Uniwersum Metro 2035", autorstwa Siergieja Niedoruba Książka ukaże się3 października w księgarniach, nakładem wydawnictwa Insignis.

"Siedmioksiąg Grzechu: Bogowie Pustyni" Michała Gołkowskiego 3 października W KSIĘGARNIACH

$
0
0
Jeden lud, jedna rada, jedna władza!

Stary król nie żyje, zrzucony z tronu przez falę największego powstania ludowego, jakiego zaznała dolina Rzeki. Wygłodniali, zdesperowani ludzie na gwałt potrzebują nowego przywódcy. Tam, gdzie upada prawo, nowe zasady zawsze pisze najsilniejszy. Ktokolwiek nie chce rządzić, ten będzie rządzony. Kto nie potrafi powiedzieć, czego chce, usłyszy to od innych. Ościenne księstwa ostrzą sobie zęby na podbój, kapłani snują własne plany w mroku świątyń. A nad tym wszystkim unoszą się Bogowie, obserwujący każdy ruch człowieka.

Z piachów pustyni wyłania się bohater.

"Bogowie Pustyni" to druga część serii "Siedmioksiąg Grzechu", autorstwa Michała Gołkowskiego Książka ukaże się 3 października w księgarniach, nakładem wydawnictwa Fabryka Słów.

"Lalkarz z Krakowa" R.M. Romero 3 października W KSIĘGARNIACH

$
0
0
Jest wojna. Jest cierpienie. Ale jest też magia i jest nadzieja.

Kraków, Polska, rok 1939. Za sprawą magii w pewnym sklepie z zabawkami ożywa mała lalka o imieniu Karolina. Karolina zaprzyjaźnia się z Lalkarzem, właścicielem sklepu – miłym, złamanym przez życie człowiekiem.

Kiedy okupacja niemiecka zasnuwa cieniem miasto, Karolina i Lalkarz postanawiają za pomocą czarów uratować przed straszliwym niebezpieczeństwem swoich żydowskich przyjaciół, bez względu na ryzyko.

Ta ponadczasowa opowieść, w której baśń i elementy folkloru splatają się z historią, pokazuje, że nawet w najmroczniejszej sytuacji można odnaleźć nadzieję i przyjaźń.

Książka "Lalkarz z Krakowa", autorstwa R.M. Romero, ukaże się 3 października w księgarniach, nakładem wydawnictwa Galeria Książki.

"Przodek: Szara siostra" Marka Lawrence 3 października W KSIĘGARNIACH

$
0
0
Tym, którzy musieli długo czekać na tę książkę, przedstawiam tu skrót wydarzeń z pierwszego tomu, by mogli odświeżyć je sobie w pamięci. Dzięki temu mogę uniknąć niezręcznej sytuacji, w której postacie dla wygody czytelnika mówią sobie nawzajem rzeczy, o których już wiedzą.
Podaję tu wyłącznie fakty istotne dla poniższej opowieści.

Gdy padnie imię Keot, możecie zadać sobie pytanie, kto to taki. Tak właśnie miało być. Z czasem poznacie odpowiedź. W pierwszym tomie nie ma o nim wzmianki.

Abeth jest planetą krążącą wokół umierającego czerwonego słońca. Niemal całą jego powierzchnię pokrywa lód. Zdecydowana większość mieszkańców żyje w szerokim na pięćdziesiąt mil równikowym korytarzu między dwiema ścianami lodu.

Sztuczny księżyc, wielkie orbitalne lustro, chroni korytarz przed lodem, kierując co noc na jego przestrzeń promienie słońca. 

"Szara siostra" to druga część serii "Przodek", autorstwa Marka Lawrence. Książka ukaże się 3 października w księgarniach, nakładem wydawnictwa MAG.

"Dwór cierni i róż: Dwór szronu i blasku gwiazd" Sarah J. Maas 3 października W KSIĘGARNIACH

$
0
0
Uwielbiana autorka powraca z kolejną odsłoną cyklu "Dwór cierni i róż"!

Akcja powieści toczy się kilka miesięcy po wydarzeniach z Dworu skrzydeł i zguby. Historia opowiedziana jest z perspektywy Feyre i Rhysa, którzy wraz z przyjaciółmi zajmują się odbudową Dworu Nocy oraz miasta, które uległo znacznym zniszczeniom podczas wojny. Na szczęście zbliża się czas Przesilenia Zimowego, a z nim wyczekiwane ułaskawienie.

Jednak mimo świątecznej atmosfery duchy z przeszłości nie dają o sobie zapomnieć. Feyre, która będzie obchodziła swoje pierwsze Przesilenie Zimowe, odkrywa, że najbliższe jej osoby są znacznie bardziej poranione niż można by przypuszczać. A to może mieć znaczący wpływ na przyszłość Dworu i całego ich świata.

"Dwór szronu i blasku gwiazd" to dodatek do serii "Dwór cierni i róż", autorstwa Sarah J. Maas. Książka ukaże się 3 października w księgarniach, nakładem wydawnictwa Uroboros.

"Ekspansja: Wrota Abaddona" Jamesa S. A. Corey'a 3 października W KSIĘGARNIACH

$
0
0

Od pokoleń Układ Słoneczny – Mars, Księżyc, pas asteroid – był pograniczem ludzkości. Aż do teraz. Obcy artefakt, wykonujący swój program pod pokrywą chmur Wenus, wyłonił się stamtąd, tworząc olbrzymią strukturę poza orbitą Urana: wrota prowadzące w bezgwiezdny mrok.

Jim Holden i załoga Rosynanta są elementem wielkiej flotylli statków naukowych i okrętów wojennych wysłanych do zbadania artefaktu. Jednak w ukryciu rozgrywa się skomplikowana intryga, której celem jest zniszczenie Holdena. Podczas gdy emisariusze ludzkości starają się odkryć, czy wrota stanowią okazję czy zagrożenie okazuje się, że największe niebezpieczeństwo przywieźli ze sobą.

Na całym świecie sprzedano ponad dwa miliony egzemplarzy powieści z serii "Ekspansja" i na jej podstawie nakręcono popularny seria. 

"Wrota Abaddona" to trzecia część serii "Ekspansja", autorstwa Jamesa S. A. Corey'a. Książka ukaże się 3 października w księgarniach, nakładem wydawnictwa MAG.

"Mass Effect. Andromeda: Inicjacja" Nory K. Jemisin, Maca Waltersa 3 października w księgarniach

$
0
0
Oswald Spengler w swej teorii starzenia się kultur porównał cywilizację do żywego organizmu, który przechodzi przez wszystkie stadia rozwoju, od młodości do starości. Jednak jak będzie wyglądać jej rozwój, gdy od samego początku znajdzie się w cieniu innych, starszych i stojących na znacznie wyższym stopniu rozwoju kultur? Czy z góry skazana będzie na porażkę, czy może jednak zdoła się czegoś od nich nauczyć? A jeśli tak, to czy zdoła kiedyś prześcignąć swych nauczycieli i wyjść z cienia?

Wiele podobnych myśli zaprzątało głowę Jien Garson, jednej z najbogatszych osób w Drodze Mlecznej. Ekscentryczna magnatka wierzyła, że ludzkość może osiągnąć więcej, o wiele więcej niż zdołała do tej pory. Posiadała potrzebną energię i chęć. Niestety wciąż była w tyle. Wciąż była postrzegana przez wszystkich jako zacofana zgraja, dopiero raczkująca w bezkresnym kosmosie. Jedynym wyjściem, aby ludzkość mogła rozbłysnąć w chwale był nowy początek. Nowe, równe szanse dla wszystkich z dala od obecnie istniejącego świata, z dala od znanej wszystkim Drogi Mlecznej, jej polityki, mieszkańców, ograniczeń... Tak narodziła się Inicjatywa Andromeda.  

Jien Garson werbując wybitnych naukowców rozpoczęła budowę gigantycznych statków kosmicznych, zwanych arkami. Na ich pokładach tysiące pasażerów śpiących w kriokomorach miało udać się w trwającą ponad 600 lat podróż w jedną stronę do sąsiedniej galaktyki Andromedy. Tam, na bogatych i urodzajnych planetach-ogrodach ludzie mieli znaleźć swój nowy dom.

Wszystko przebiegało zgodnie z planem do czasu, gdy nieznani sprawcy wykradli plany jednego z kluczowych wynalazków Inicjatywy, bez którego całe przedsięwzięcie mogło spalić na panewce. Twórca zaginionej technologii, pionier Alec Ryder, zmuszony był wysłać tropem rabusiów nowy nabytek Inicjatywy - ludzką biotyczkę, Corę Harper.

Zadanie Cory nie należy do najłatwiejszych, zwłaszcza, że jej przełożony od samego początku niechętnie udziela informacji odnośnie swego patentu, a intuicja podpowiada jej, że utracona technologia mogła nie być do końca legalna… Na domiar złego młodą biotyczkę od pierwszego dnia pracy w Inicjatywie nęka nie tylko wścibska i wyraźnie negatywnie do niej nastawiona reporterka, ale też ksenofobiczna grupa ludzi, przejawiająca wstręt do wszystkiego, co obce. Chociaż jest Ziemianką, Cora jako jedyna z Córek Talein, elitarnej jednostki asari, i w dodatku wspomagana wszczepionymi implantami, postrzegana jest przez nich jako wstrętny odmieniec. Cora wkrótce stanie przed zadaniem, do którego może nie wystarczyć jej nawet wojskowe doświadczenie z szeregów asari. Na szczęście Harper nie jest nigdy sama. Towarzyszy jej wewnętrzny głos, SAM-E, eksperymentalny implant, w który wyposażył ją Alec Ryder. Chociaż dziewczyna nie zna dokładnie jego przeznaczenia, wkrótce przekona się o jego użyteczności.

"Initiation" to druga część "Mass Effect: Andromeda", autorstwa Nory K. Jemisin, Maca Waltersa. Książka ukazała się 3 października w księgarniach, nakładem wydawnictwa Insignis.

"Urok horroru. Upiornie piękna książka do kolorowania" - Alan Robert

$
0
0
"Urok horroru. Upiornie piękna książka do kolorowania", autorstwa Alana Roberta, to kolorowanka bardzo podobna do  kolekcji, która została stworzona przez Johanne Basford. Ale zamiast kwiatów i zwierzątek, w książce dominuje krew i flaki.

Alan Robert - basista amerykańskiego zespołu, będącego przedstawicielem hardrockowego klimatu, założonego latem w 1989 roku na Brooklynie w Nowym Jorku. Swoją przygodę z instrumentem rozpoczął będąc nastolatkiem. Pierwszym prawdziwym zespołem, z jakim zaczął grać na poważnie, stanowiła obecna ekipa. W 1992 roku udało im się podpisać kontrakt z Roadrunner Records. Rok później ukazał się ich debiutancki album, "River Runs Red". W ten czas udało mu się także pomyślnie skończyć studia. Po nich, od razu  wsiadł z zespołem do vana i grali non stop po całych Stanach Zjednoczonych przez dwa lata. Udało im się także polecieć na tournee po Europie w towarzystwie Pro-Pain. Dziś, ich grupa jest szczególna dla wielu ludzi.

Alan Robert, wybitny amerykański rysownik, absolwent nowojorskiej School of Visual Arts i jednocześnie basista heavy metalowego zespołu „Life of Agony”, zaprasza Cię do kolorowania i ożywiania zmarłych cudowną paletą kolorów. 

Z chwilą postawienia pierwszej, kolorowej kreski zostaniesz wchłonięty przez świat morderczych clownów, ponurych upiorów i nocnych stworów.

Jest coś upiornie pięknego w tych, poskręcanych i zawiłych, rysowanych piórkiem obrazkach. Aby przetrwać „Urok Horroru” musisz uzupełnić, pokolorować i upiększyć drogę w skomplikowanym labiryncie. Odwagi!!!

Moda na kolorowanki osłabła. Można nawet śmiało powiedzieć, że przeminęła. Jednakże, to nie przeszkodziło redakcji Fabuła Fraza na opublikowanie "Uroku horroru. Upiornie pięknej książki do kolorowania". Kolorowanki, do której warto zajrzeć, ponieważ drugiej takiej nie znajdziecie. Naprawdę. Konia z rzędem temu, kto wskaże podobne dzieło, w jakim można uzupełnić kolorami kruki dziobiące w oczodołach gnijącego czerepu, śliniące się zombie, mumie, topielice, ogromne rosiczki, nietoperze, wielgachne tarantule, oraz stada szczurów. Nie brak też melancholijnych scen, które rozbudzają najmroczniejsze zakamarki fantazji. Całość posiada ogromną dbałość o najmniejsze detale. Momentami umarli Alana Roberta są łudząco podobni do zombie, które szkicował Michael Anthony Moore, współtwórca komiksowej serii "The Walking Dead", na podstawie której powstał serial. Jednakże, twórczość autora nie pozostaje bez wad. Ponieważ, Alan Robert doskonale spełnia się w przedstawianiu portretów wcześniej wspomnianych maszkaronów, ale tak samo nie radzi sobie z przedstawianiem całych scen. Ewidentnie można odnieść wrażenie, że momentami podczas ich tworzenia wcale dobrze się nie bawił i brakowało mu konwencji twórczej. Na szczęście, takich obrazków jest naprawdę niewiele.

Sama publikacja "Uroku horroru. Upiornie pięknej książki do kolorowania"  posiada też, jedną wadę, która towarzyszyła także wspomnianym wcześniej książkom Johanne Basford. Jest klejona, co utrudnia pokolorowanie fragmentów obrazków umieszczonych bliżej środka. Toteż, dla bardziej komfortowego korzystania z książki, nie obejdzie się bez jej rozebrania na części pierwsze. Jednocześnie, nie popełniono błędów konkurencji względem papieru. Kolorowanka posiada dobrej jakości kartki. Jednakże, warto zastanowić się nad stosowaniem względem nich flamastrów. Może to skutkować zniszczeniem obrazka sąsiadującego na drugiej stronie. Warto więc pozostać z kredkami za pan brat.  

"Urok horroru. Upiornie piękna książka do kolorowania", autorstwa Alana Roberta. to niesamowita gratka i wyzwanie dla osób, które uwielbiają spędzać czas z kredkami. Ponadto książka będzie się świetnie prezentować na półce, obok dzieł Johanne Basford.  


 Dziękuję wydawnictwu za egzemplarz recenzencki.


"Młody świat: Młody świat" - Chris Weitz

$
0
0
"Młody świat: Młody świat" to debiutancka, pełnokrwista postapokaliptyczna książka Chrisa Weitza, budząca niemałe skrajności. Niejednokrotnie wzbudzająca salwę śmiechu, smutek, a nawet wzruszenie. Bezpretensjonalnie najlepsza debiutancka powieść obecnego roku. Żart. Ta książka to kompletna porażka.

Chris Weitz - producent, reżyser, scenarzysta i aktor, znany ze ścisłej współpracy z bratem, Paulem Weitzem. Urodził się w rodzinie o długich i bogatych tradycjach filmowych. Jego matka i babcia były aktorkami, z kolei dziadek i wuj trudnili się produkcją filmową. Rodzina ojca nie była związana z filmowym show-biznesem – tato był pisarzem i projektantem mody. Jego kariera jest nierozerwalnie związana z postacią brata. Debiutował jako autor scenariusza do głośnego, animowanego filmu „Mrówka Z”, który napisał wspólnie z bratem i z Toddem Alcottem.  Do najsłynniejszych, wspólnych realizacji braci Weitzów należą komedie "American Pie” w reżyserii Paula, seriale: "Fantasy Island”, "Luz we dwóch” i 'Cracking Up”, scenariusz do komedii sci-fi "Gruby i chudszy 2: Rodzina Klumpów” z Eddiem Murphym, zaś przede wszystkim głośna komedia romantyczna "Był sobie chłopiec” z Hugh Grantem. Wyreżyserowany przez obu braci film został wyróżniony przede wszystkim za dobry scenariusz, napisany przez nich wspólnie z Peterem Hedgesem, zgarniając nominacje do wielu znaczących nagród, z nominacją do Oskara, BAFTA i Writers Guild of America Award na czele.

Witaj w Nowym Jorku – mieście rządzonym przez nastolatków.

Tajemnicza epidemia zmiotła z powierzchni Ziemi dorosłych i dzieci, oszczędzając jedynie nastolatków. By przetrwać w chylącym się ku upadkowi świecie, młodzi łączą się w plemiona. Jefferson, mimowolny przywódca grupy zamieszkującej okolice Placu Waszyngtona, oraz Donna – obiekt jego skrywanej miłości – każdego dnia stawiają czoła niebezpieczeństwom postapokaliptycznego chaosu, świadomi, że ich dni są policzone.

Gdy jeden ze współplemieńców wpada na trop lekarstwa, które pozwoli im się wymknąć nieuchronnej śmierci, pięcioro nastolatków wyrusza na ryzykowną ekspedycję. W drodze do celu będą musieli pokonać terytoria opanowane przez gangi, fanatyków i bojówki; ich wędrówkę będą znaczyły wymiany ognia, ucieczki, cierpienie i śmierć. Czy młodym bohaterom uda się ocalić wymierającą populację? Jakie mroczne zakamarki ludzkiej psychiki odkryją podczas tej ryzykownej eskapady?

Zanim to się zaczęło, należeli do różniących się od siebie społeczności. Teraz, do plemienia należą bogate dzieciaki, biedni uczniowie z katolickiego liceum i homoseksualiści, ale nie robią sobie nawzajem problemów. Zawdzięczają to hierarchii potrzeb. Co jeszcze zespaja ich ze sobą razem? Nie posiadają nawet konstytucji. Istnienie, wolność i dążenie do szczęścia? Nadal pracują nad punktem numer jeden. Naczelna zasada ich ideologii wewnętrznej brzmi: zluzuj. Naczelna zasada ich ideologii zagranicznej brzmi: spierdalaj. Przewodzi nimi Washington. Jednakże chłopakowi nie pozostało wiele dni. W momencie, jak jego czas dobiega końca, dowodzenie nad plemieniem przejmuje jego brat, Jefferson. Jefferson to idealista i nerd. Nie posiada talentu do dowodzenia. Sam to doskonale wie, ale inni najwidoczniej nie. Po stracie brata, na świecie pozostała jedna bliska mu osoba. Donna. Już dawno zorientował się, że jest w niej zakochany. A wówczas poczuł się tak, jakby kochał ją od zawsze. Jednakże wtenczas uznał, że to straszne, zakochać się w dziewczynie, którą zna się od przedszkola, więc nic nie zrobił. A ona wówczas zabujała się w Washingtonie. Donna to twarda sztuka, ale też lekko niezrównoważona feministka. Zwariowana, dziwaczna najlepsza koleżanka, a nie laska z długimi nogami, wielkim biustem i pięknymi zębami. Straciła mamę i braciszka. Po śmierci Washingtona, ma zamiar wspierać Jeffersona w każdej chwili. W końcu obiecała to chłopakowi, zanim ten zmarł. To Jefferson dowodzi teraz plemieniem, ale najważniejszą osobą w ich małej społeczności jest Mózgowiec. Przed apokalipsą nikt nie doceniał Mózgowca. Nabijali się z chłopaka. Mózgowiec dawniej zajmował stanowisko przewodniczącego Klubu Robotyki, i zarazem jako jedna osoba, stanowił jego skład. Teraz okazało się, że to samo, przez co wcześniej zesłano go na margines społeczeństwa, robi z niego najbardziej potrzebną osobę w plemieniu. Ludzie szaleli z radości, jak skonstruował drewnianą platformę, która przez całe dnie obracała ich małe ładowarki solarne w stronę słońca. Dzięki temu mogli nadal bawić się na swoich iPodach. Docenili też, że umiał zrobić grzejniki, korzystając z drewna, czarnej farby i luster. Ponadto, jako jedna osoba w plemieniu, potrafi zachować generator na chodzie. Toteż, w momencie, jak chłopak natrafia na nikłe poszlaki, które mogą okazać się kluczem do rozwiązania ich problemów, nikt nie protestuje przed ruszeniem w niebezpieczną podróż. Niezwłocznie dołącza do nich Peter. Peter to czarnoskóry homoseksualista, a do tego chrześcijanin. Rusza z nimi, bo chce zabić chandrę spowodowaną nudą. Apokalipsa zabrała mu to co najważniejsze: miłość i Facebooka. Teraz prowadzi swój profil na ścianie mieszkania, będącego dawniej eleganckim hotelem. Prędko dołącza się nich też Sifu. Sifu oznacza mistrza. Jej tata nauczał kung-fu i tai chi. Najwidoczniej uznała, że odziedziczyła to miano po ojcu. Jednakże, posiadając jakieś półtorej metra wzrostu, i będąc tak chudą, że prawie przezroczystą, nie miała na to szans. Ostatecznie  osiągnęła nieco inne miano. Dawniej, każde z nich, często pragnęło zostawienia ich przez rodziców w spokoju. Teraz, na wspomnienie takich chwil, robi im się niedobrze.

Mijają dopiero dwa lata, odkąd do szpitala w Lenox Hill zgłosił się mężczyzna z bólem klatki piersiowej. Dzień potem Choroba opanowała całą placówkę, a zrekonstruowana trasa Pacjenta Zero przez miasto przejawiała się jak otwarta rana, z której infekcja rozlała się po całej mapie. Po jednej zdiagnozowanej osobie, pojawiała się następna zakażona, i następna, i jeszcze jedna, aż stało się jasne, że Choroba nie pozostanie zamknięta w  jednej placówce. Przeniosła się z Nowego Jorku na Wschodnie Wybrzeże, aż w końcu sięgnęła Kalifornii na przeciwnym krańcu Ameryki, i trudno się było oprzeć wrażeniu, że ludzkość zetknęła się z jakimś potworem – organizmem, który realizował własne cele. Ale w rzeczywistości chodziło o wirus, gwałtownie namnażającą się chmarę bakterii tak drobnych, że w zasadzie trudno mówić o ich istnieniu. Ostatecznie nie znaleziono żadnego objaśnienia dla niej, ani lekarstwa. Nie pomogło Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom, a nawet wznoszenie modlitw do Boga. Zawiodła kwarantanna, kryzysowe posiedzenia Kongresu,  oraz wprowadzenie stanu wyjątkowego. Potem milkł internet, telewizja i radio, a ich miejsce zajmowała histeria. Zanim zarażona ludzkość została odizolowana, Choroba opanowała Zachodnie Wybrzeże, Kanadę i Amerykę Południową, a w Europie i Chinach odnotowano pierwsze przypadki. Miesiąc później w Nowym Jorku nie istnieli dorośli i małe dzieci.

Wiecie, jaka jest zasadnicza różnica w tworzeniu filmów, a pisaniu książek? Inscenizatora otacza chmara ludzi odpowiedzialna za poszczególne elementy ekranizacji. Pisarz, może posługiwać się wsparciem osób z zewnątrz, ale ostatecznie sam odpowiada za całokształt. Ponadto, wizualizacja obrazowa od słownej, zawsze stanowi łatwiejszą metodę przekazu. Jeżeli Chris Weitz tego nie wiedział, to właśnie się dowiedział. Ponieważ, swoją debiutancką powieścią, pobija on rekord w czasie, w jakim pisarz może osiągając najwyższy poziom zażenowania. Dwadzieścia stron, tak niewiele starcza, na dojście do wniosku, że ma się przed sobą kompletnego gniota. Fabuła w tej książce nie ma większego znaczenia. Jefferson, Donna i Mózgowiec, postanawiają udać się w niebezpieczną podróż do biblioteki. Ponieważ, jedno z nich natrafiło na ślad ratunku dla pozostałej ludzkości. Na najbardziej opancerzone auto, jakie posiada ich plemię, pakują większość broni, jednocześnie mocno osłabiając szanse na przetrwanie pozostałej części dzieciaków. Świadomość ich końca zdaje się mieć zaledwie dwoje współplemieńców. Ci niezwłocznie do nich dołączają. Tak też pozostawiając bez skrupułów swoich dotychczasowych druhów w niedoli, piątka nastolatków rusza na pełne niebezpieczeństw ulice. Bohaterowie, przez wszelakie emocjonalne zawirowania i niebezpieczeństwa przechodzą z niesamowitą lekkością. Dochodzi do romansu, kłótni koleżeńskich, co chwile ktoś umiera, ale nie ma w co wnikać. Jefferson. Król i nerd z zacięciem filozoficznym. Śmierć brata otwiera przed chłopakiem mnóstwo możliwości. Laska jego marzeń w końcu może zwróci swoje uczucia w jego kierunku. Donna Lekko niezrównoważona feministka. Jej zdaniem, bratu Jeffersona zależało na seksie, dlatego ich związek dobiegł końca, zanim dobrze się rozpoczął. Po jego śmierci, również bierze świeże powietrze w płuca. Donna może się pochwalić doświadczeniem w ratowaniu ludzkiego istnienia. Zawdzięcza je mamie pielęgniarce. Mózgowiec. Najinteligentniejsza i najmądrzejsza osoba w grupie. Momentami jego dosadność jest naprawdę brutalna. Jednakże mówi najmniej, więc lubi się go najbardziej. Peter. Uzależniony od adrenaliny homoseksualista i chrześcijanin. Miał zastąpić w obowiązkach Donnę, ale mocno mu się nudziło, więc ostatecznie postanowił, że w celu poprawienia sobie nastroju, zostawi jej stanowisko obserwatora nieobstawione i uda się z resztą ratować świat. Jeżeli Donna nie ukierunkuje swoich uczuć względem Jefferson, istnieje możliwość, że ten zgarnie jej chłopaka sprzed nosa. Sifu dołącza do nich nieco później. Pragnie udowodnić swoją wartość. Idzie jej to kiepsko, ponieważ niedługo potem, nafaszerowana ołowiem, ginie. Szkoda, bo postać miała potencjał. I teraz pewnie sądzicie, że to co najgorsze w tej powieści, jest już za nami. No właśnie nie, to dopiero początek. Jak sami przewodni bohaterowie są beznadziejni i pozbawieni jakiejkolwiek wrażliwości, tak poboczne postaci, to często kompletni idioci, jakich działania ciężko jakkolwiek uzasadnić. Starcza powiedzieć, że pozostawieni sami sobie nastolatkowie, tuż po śmierci rodziców, zaczęli masowo uprawiać seks. Tak, rozmnażanie się bez konsekwencji, bo każde stało się bezpłodne, to rzecz, którą robią homo sapiens w obecności największego zagrożenia. Po podaniu takich informacji przez autora, scena w jakiej dziesięcioro nastolatków ciągnie przez całe miasto prosiaka, w celu zamienienia zwierzęcia na dwie przedstawicielki płci żeńskiej, nie zaskakuje. Nawet późniejsza chęć zamordowania z zimną krwią, przez współplemienniczkę przewodnich bohaterów, więzioną przez negocjatorów, niczemu niewinną nastolatkę. W sumie to w książce bezustannie trwa kompletna znieczulica. I tak zachowują się podzieleni ludzie. Jak jednak zaraza zadziałała na środowisko? Cóż, po śmierci tak wielu osób, mijają dwa lata. Umarli zalegają w wielu miejscach,  śmierdzą i ulegają rozkładowi. Stada szczurów konsumują zwłoki, Te same szkodniki zjadają potem dzieciaki, ale nie pojawiła się żadna choroba,dziesiątkująca pozostałości ludzkości. Całkiem nieźle. Dziegciu do całości dodaje sam sposób pisania autora i jego podejście. Chris Weitz nawet się nie stara traktować swoje dzieło i odbiorców poważnie. Przewodni bohaterowie, jakich imiona nawiązują do sław, brata jednego z nich nazwał nawet imieniem placu, na jakim obecnie się zgromadzili. Szkoła dla homoseksualistów, w której miało się przechlapane, jeżeli nie dość mocno dawało się do zrozumienia, jakiej jest się orientacji seksualnej. I dodatkowo, wulgarność słownictwa postaci, powodują, że powieść poznaje się z prawdziwym niesmakiem. Ponadto liczebność, jakichkolwiek opisów, jest znikoma. Zamiast nich, autor co chwile nawiązuje do filmów, gier komputerowych, oraz książek. Jednakże, największym koszmarem okazują się dialogi, a raczej sposób ich przedstawiania. Miano bohatera, a pod spodem słowa, miano bohatera, a pod spodem słowa, miano bohatera, a pod spodem słowa, i tak nieustannie. Koszmar, jaki zafundowali nam Jack Thorne,John Tiffany i J. K. Rowling, powrócił. Jedną zaletą książki jest fakt, że można naprawdę prędko się z nią zapoznać, ale to zaledwie w celach poznania przedstawianych w niej bezsensów, bo jakichkolwiek przyjemności brak.

Nie szukajcie książki w księgarni, ani nie czekajcie na nią w bibliotece, nawet nie kradnijcie z internetu. Naprawdę nie warto. To dzieło, to świetne udowodnienie tego, że nadal publikuje się naprawdę okropne i niepotrzebne powieści. 


"Legenda" - Grażyna Jeromin-Gałuszka

$
0
0
Oto "Legenda", dziesiąta książka autorstwa Grażyny Jeromin-Gałuszki. Powieść zupełnie inna, niż pozostałe dzieła pisarki. Przedstawiająca obraz postapokaliptycznego świata, w jakim dominuje przeważnie samotność. 

Grażyna Jeromin-Gałuszka - urodziła się i mieszka w Sosnowicy, niewielkiej wsi koło Radomia, gdzie w otoczeniu rodziny pisze, a dla relaksu zajmuje się niewielkim gospodarstwem. Absolwentka bibliotekoznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim oraz scenariopisarstwa w PWSFTviT w Łodzi. Publikowała utwory poetyckie i krótkie formy prozatorskie w czasopismach oraz w antologiach poetyckich. Laureatka ogólnopolskiego konkursu na temat filmowy zorganizowanego przez Agencję Scenariuszową i tygodnik „Film”. Współautorka scenariusza jednego z popularnych seriali telewizyjnych. Ma dwoje dzieci, Kasię i Karola. Jej debiutancka powieść „Złote nietoperze” otrzymała pierwszą nagrodę w konkursie literackim „Kolory życia”. Ponadto napisała powieści „Oczy Marzanny M.”, „Kobiety z Czerwonych Bagien”, „Nie zostawiaj mnie” i „Magnolia”.

Czy czasem zadajesz sobie pytanie, jak wyglądałby świat bez złych emocji? Ale i bez dobrych?

Legenda mówi, że dawno, dawno temu, gdy świat pogrążył się w chaosie, siedemdziesięcioro siedmioro ludzi wyruszyło na skrzydłach wielkiego ptaka, by szukać skrawka ocalałego lądu.

 
Mara dorasta na wyspie, gdzie zasady postępowania zostały raz na zawsze określone. Każdego dnia uczy się, jak funkcjonować w tym prostym, lecz trudnym i szarym świecie, a jedynym jasnym punktem jest słuchanie opowiadanej przez opiekunki Legendy. Po ukończeniu piętnastu lat wraz z siedemdziesięcioma sześcioma rówieśnicami opuszcza wyspę, by popłynąć na stały ląd. Odtąd każdy ich dzień od wschodu do zachodu słońca będzie wypełniony ciężką, jednostajną pracą. Wśród dziewcząt jest Samila, która - jak się wydaje - przyszła na świat tylko po to, by udowodnić, że życie nie polega jedynie na tym, by przetrwać.

 
Magiczna opowieść o odejściu od cywilizacji w świat zaklęć i legend, o życiu w jego najprostszej postaci.
Najwcześniejsze wspomnienie to obraz bez słów i głosów, jedynie z wiatrem i szumem oceanu w tle. Wielka izba, a w niej kilkadziesiąt dwu i pół, może trzyletnich dziewczynek pogrążonych we śnie. Do pomieszczenia wsuwa się młoda kobieta w białej chuście, zawiązanej pod szyją. Podchodzi do każdego z posłania, budzi leżące na nim dziecko, zarzuca mu cienki pled na ramiona, a jak któreś z nich płacze, bierze je prędko na ręce i tuli mocno , do momentu, aż to się nie uspokoi. Potem stawia je na ziemi, budzi kolejne, a jak wszystkie zostają wyrwane ze snu i uspokojone, otwiera szeroko drzwi i pierwsza opuszcza pomieszczenie, gestem przywołując małe do siebie. Mara niemalże zawsze uważała, że to wspomnienie dawnego snu, a nie prawdziwych zdarzeń. Mimo to pielęgnuje w pamięci ten obraz. nie chcąc z czasem o nim zapomnieć, jak dzieje się to w końcu ze wszystkimi snami. Zawsze po przebudzeniu rozpamiętuje je, wsłuchując się w oddech rówieśnic, śpiących na swoich posłaniach w wielkiej izbie. Potem nadchodzi kobieta w białej chuście i dziewczęta budzą się jak na zawołanie. Muszą wstać, niezwłocznie załatwić swoje potrzeby, obmyć twarze w korytach, do których spływa deszczowa woda, a potem usiąść do porannego posiłku w inne wielkiej izbie przy dwóch długich stołach. Białe Chusty bezszelestnie poruszają się pośród nich, nakładając do misek rzadkie pożywienie. Mara najwcześniej nauczyła się posługiwać chochlą. Dba o nią i pilnuje jej, bo jest za mała, na stworzenie sobie następnej. Starsze dziewczęta mogą to zrobić i wiele robi, lecz nie za darmo. Jedną z pierwszych zasad, jakich je się naucza, mówi, że nikt nie robi nic dla nikogo. Przedmioty są cenne i trzeba o nie dbać. Za niedbalstwo winowajczynię pozbawia się na wiele dni chleba, będącego najcenniejszym dobrem na Wyspie. Dwunastoletnie dziewczęta, które bardzo prędko rosną i wciąż chodzą głodne, za chleb zrobią naprawdę wiele: wystrugają nową chochlę, połatają stary pled albo sukienkę. Jednakże Mara nie potrzebuje nic od nikogo. Szanuje każdą swoją rzecz, bo wiele im zawdzięcza. Chochlą może się najeść. Pledem zawinąć się w chłodne noce. Z głodu lub zziębnięcia można zasnąć i nie obudzić się o świcie. Pogrążone w kamiennym spokoju małe ciała, układa się na tratwie i żegna należnymi im słowami. Do dwunastego roku istnienia, ląd opuszczają te, które więcej nie otworzą oczu. Potem także te, które przez dwanaście lat nie zdołały pojąć zasad, jakimi rządzi się ich świat.  Lecz Władca Ptaków ma najwidoczniej inne plany w stosunku do Samili, bo jej tratwa zawsze powraca. Przez kilka pierwszych lat, nikt nie wiedział o jej istnieniu. I nie przejmował się jej słabościami. Istniało tak wiele, do nauczenia się i zapamiętania. Przede wszystkim własne imię. Białe Chusty nadawały je dziewczętom w czwartym roku ich istnienia. Z dziesiątek imion, każda musiała zdecydować się na to, które jej się spodobało, a potem na zawsze je zapamiętać. Tak jak modlitwę. Potem, pewnego dnia powiedziano im, że na lądzie, jest dziecko, które przyszło na świat w tym samym czasie co one. Chorowało, więc w każdej chwili mogło zasnąć. Toteż  dorastało gdzie indziej. Potem przyprowadzono Samilę Na widok nowej, dziewczęta zaniemówiły. Mara też znieruchomiała. W jednej chwili zapominając o zagadnieniach, jakie jej się cisnęły na usta. Może zadałaby je Białym Chustą, jeżeli nie coś tak zdumiewającego w ich świecie, jak uśmiech. Uśmiech Samili. To pierwsze co ujrzała. Szeroki, jak dobre słońce i nie skończony. Jak minęło  zaskoczenie spowodowane uśmiechem nowej rówieśniczki, dziewczęta zwróciły uwagę na jej oczy. Ich tęczówki, głęboko brązowe, prawie czarne do tego stopnia podobne, że nigdy żadnej nie przyszło do głowy zastanawiać się nad ich kolorem, różniły się od oczu Samili. Nawet niebo nie miało barw tak głębokiego błękitu, jak tęczówki Samili. Do tego ten uśmiech. I ciało, które zdawało się nie mieć prawa istnieć. Tak kruche, że jak zrobiła pierwszy krok, dziewczęta cofnęły się w obawie, że ta nowa złamie się na pół. Mara pomyślała, iż tamta dostawała jeszcze mniej jeść niż one, ale potem dostrzegła, że kości Samili nie widać pod skórą, tak jak ich kości, a jej buzia jest okrągła. I niezależnie od tego, jak bardzo do nich nie pasowała, odtąd została jedną z nich. Teraz na lądzie mieszkało ich siedemdziesiąt siedem. Marze polecono patrzeć na Samilę, bo nie chowała się z nimi i nie wiedziała tego co one. Mara więc nauczała Samilę wszystkiego. co sama wiedziała, pomijając to, czego dowiedziała się z szeptów. Samila prędko nabierała doświadczenia, potrafiła się dostosować. Ale marzła bardziej niż inne. Szczękając zębami, szeptała przed zaśnięciem do niej, bo wiedziała, że ta nie śpi. Wówczas, wspominała miejsce, z którego ją zabrano. Swoje wcześniejsze, lepsze istnienie. 


Bardzo dawno temu - od tych słów zaczyna się Legenda - na świecie istniało wiele lodów, a każde z nich zamieszkiwało wielu ludzi. Świat wówczas prezentował się jako szczęśliwa kraina, pełna wspaniałych przedmiotów, ptaków, roślin i zwierząt. Jak ludzie nie mieli co robić, byli najedzeni i ubrani, tak że nie marzli nawet po zachodzie słońca, konstruowali nowe przedmioty, aż w końcu ziemia zaczęła się zapadać pod ich ciężarem. Pochłaniała co się dało. Zapanował chaos. Nikt nie wiedział, co ma robić. Wówczas najważniejsze okazało się jedzenie, bo prędko zaczęło go brakować. W końcu tak bardzo brakowało jedzenia, że ludzie przestali zachowywać się jak ludzie. Stali się zwierzętami. Brakowało domów, ubrań i przedmiotów. Zaczęli mieszkać jak zwierzęta i karmić się jak zwierzęta. Polowali nawet na to, co do tej chwili nie lądowało w ich brzuchach. Teraz nie mieli prawie nic, więc zamieszkali w norach, chowając się jedni przed drugimi. Dawniej ludzie zawsze zadawali sobie ból i zabijali. nawet wówczas, jak nic im nie brakowało. Jednakże, teraz rozpoczęła się prawdziwa rzeź, bo chcieli ocalić dla siebie jak najwięcej lądu, którego zasobność wciąż malała. Wtenczas Władca Ptaków zgromadził ludzi, jakich nie opętała jeszcze zwierzęca natura. Potem rozkazał największemu ze swoich ptaków, unieść ich nad ziemią. Ocaleni z powietrza obserwowali, jak ziemia rozpada się i płonie. I jak ocean pochłania to, czego jeszcze nie pochłonął. Lecieli bardzo długo. Jak zaczęli tracić nadzieję, a ich zbawca siłę, dostrzegli ląd. Upewniając się, że są bezpieczni, wielki ptak opadał w dół, lecąc nad oceanem, a potem zniknął im z oczu. Zdawało się, że ich zbawca specjalnie dla nich zostawił tę ostatnią, ocaloną ziemię. Ludzie zaczęli się na nowo osiedlać. W momencie, jak już nie odczuwali głodu, powrócili do tego, co ich zgubiło. Zaczęli zazdrościć sobie przedmiotów, które każde z nich miało ze sobą. Walczyli o nie i przywłaszczali sobie. Mężczyźni zazdrościli sobie narzędzi, mimo że większość nie potrzebowali, a kobiety ozdób, pomagających im, jak najbardziej odróżnić jedną od drugiej. Zdawało im się, że posiadając więcej, zdobędą większe uznanie, bo jeszcze nie zrozumieli, że to nic nie oznacza. Wówczas Władca Ptaków wpadł w gniew. Polecił ludziom budować łodzie i schronienia z kamieni na skałach. Nakazał mężczyzną odpłynąć łodziami na drugi ląd, a kobietom zamieszkać w schronieniach. Od tamtego czasu, każde miało istnieć samo dla siebie.


Nasz świat zawdzięcza swoją wielkość świadomej obojętności na cierpienie i ból. Światowe przedsiębiorstwa nie rzadko opierają się na taniej sile roboczej, a za nasze zachcianki pokutują niewinne zwierzęta i środowisko. Jednakże, w pośpiechu codziennego istnienia, w pogoni za przeróżnymi dobrami, mało nas to obchodzi. Nieszczęście człowieka, niespokrewnionego z nami, albo stworzenia, nie będącego ulubieńcem domu, pozostaje nam obojętne. Grażyna Jeromin-Gałuszka potęguje wszechogarniającą nas znieczulicę, tworząc czarną wizję przyszłości, w której każda osoba, dba sama o siebie.  Dawno temu Władca Ptaków uratował siedemdziesięcioro siedmioro ludzi. To oni stali się początkiem nowego świata. Przepełnionego ciężką pracą, pozbawionego wszelkich uciech i uczuć. W nim, wraz z siedemdziesięcioma sześcioma dziewczętami w swoim wieku, dorasta Mara. Pled, drewniana chochla, miska i dzban na wodę. To ich potrzebuje każda z nich, jeżeli chce przetrwać. Utrata któregokolwiek, oznacza wiele dni głodu, a nawet śmierć. I tak, do piętnastego roku ich istnienia. Jeżeli uda im się przerwać, udadzą się w inne miejsce, pełne dostatku i piękna.  Jednakże, mimo że czeka na nie ten sam los, jaki spotkał mnóstwo dziewcząt przed nimi, one są od nich, pod wieloma względami inne. Nie są całkowicie zobojętniałe na siebie nawzajem. Potrafią się wspierać. Ale najbardziej odróżnia się Samila, która nie dość, że nieustannie potrafi przejawiać bezinteresowność, to na dodatek, aż promieniuje dobrocią, szczęściem i pięknem. Jest inna. Nie z tego świata.  Mara i Samila. Postaci są ze sobą niemalże nierozłączne, od momentu pojawienia się tej drugiej w istnieniu pierwszej. Marę charakteryzuje dobra pamięć i inteligencja, które pozwalają jej prędko rozwijać nowe umiejętności. Dla rówieśnic niejednokrotnie jest ostoją i opoką. Przewodzi nimi. Wiele osób uważa, że dużo osiągnie w ich społeczności. Ma szanse stać się Białą Chustą, a nawet kimś potężniejszym.  Samila uchodzi za dziwadło. Zachowuje się inaczej, ale też inaczej się prezentuje. Umie najcenniejszą rzecz, jaką jest słodka woda, podlewać kwiatki. Potrafi łatać sukienki młodszym dziewczętom, a także rzeźbić chochle i miski, zupełnie za darmo. Jest najsłabsza, ale jeszcze żadna, prócz niej, nie wróciła zesłana na morze za złamanie zasad.  Mara nienawidzi Samili. Za to Samila, niezależnie jak Mara się stara, uważa ją za najbliższą koleżankę. Duet sprawia wrażenie ciekawego, i tak też się prezentuje. Jednakowoż, raczej niespodzianki nie powinien stanowić fakt, że twarda i surowa Mara, wzbudza chłodniejsze uczucia, niż delikatna i niewinna Samila. Poza dziewczętami, jest jeszcze bardzo dużo postaci drugoplanowych. Jednakże, stanowią one zaledwie tło. Z siedemdziesięcioro siedmioro dzieci odbiorca poznaje zaledwie gromadkę. Taki sam stan ma miejsce potem. Nawet najważniejsze postacie w społeczności, do jakiej należą przewodnie bohaterki, pozostają dla nas nieodgadnione. Zaledwie Dżidżi, zasługuje na wspomnienie. Ta zgorzkniała, ale mądra, kobieta, posiadająca wiedzę o ziołach, ale jak się zdaje również wiedząca dużo o utraconej przeszłości, udowadnia, że Grażyna Jeromin-Gałuszka potrafi kreślić różnorakie postacie. Szkoda, że nie postanowiła wpleść ich do powieści nieco więcej.  Możliwe, że wówczas bohaterki i historia prezentowałyby się ciekawiej. Bo nie ma co udawać, że momentami powiewa nudą. Ponieważ autorka, bardziej skupiła się na przedstawianiu reakcji postaci na poznawanie otaczającego je świata, a z czasem też uczuć, jakie muszą w sobie tłumić. Bardzo ubogiego świata. Składającego się ze skalistego lądu i drzew. Potem, większego połata ziemi,  bardziej dorodnego, z częścią, do której nikt nie zachodzi. I lądem, jaki zamieszkują sami mężczyźni. Jednakże, niezależnie na jakim się znajdują, wszędzie oczekuje na nie cierpienie. Na ziemi na jakiej zmusza się je do dorastania, za niespełnianie oczekiwań, czeka śmierć. Można tam również zasnąć z zimna, albo umrzeć z pragnienia lub głodu. Ląd na jakim spędzają resztę swojego istnienia, opiewa w dostatek, ale bez ciężkiej harówki, czeka na nie powolna śmierć. Tak samo, jak na każdą osobę, która zachoruje, zostanie ranna, albo nie będzie miała sił na pełnienie swoich obowiązków. Na lądzie, na jakim mieszka sama płeć przeciwna, nie muszą się obawiać o przetrwanie. Tam, ich zadaniem jest poczęcie nowego istnienia. Jeżeli jakiejś z kobiet to się nie udaje, po powrocie do ich stałego miejsca zamieszkania, skazuje się je na jeszcze cięższe prace. Ten świat, to błędne koło, w jakim każda narodzona osoba, od razu ma zaplanowane cele. Jest szaro smutno i monotonnie. Zapoznając się z książką, oczekuje się momentu, w jakim przewodnie bohaterki, zaczną robić coś z zamiarem dążenia do zmian. Jednakże nie.  Celem historii jest udowodnienie, że na ślepej wierze w coś, co zupełnie może stanowić rezolutne kłamstwo, można zbudować, podporządkowane sobie społeczeństwo. W twórczości Grażyny Jeromin-Gałuszki, można odnaleźć wiele nawiązań do Biblii. Uratowanie ludzi na grzbiecie ogromnego ptaka przed powodziom, można powiązać z ratunkiem, jaki udzielił zwierzętom Noe. Znowuż, okazalsza część lądu, do jakiej nikt nie powinien chodzić, to takie zakazane owoce. Autorka, też pisząc o nich, posługuje się bardzo dokładnym doborem słów, jakie powoduje, że te chwile z książki prezentują się ważniej, niż pozostałe. Zapadają bardziej w pamięć. Świetnie to kontrastuje z pozostałą częścią tekstu, która została napisana prościej.

Jeżeli szukacie powieści, odpowiadającej szarości za oknem, to ta książka jest dla was. "Legenda", autorstwa Grażyny Jeromin-Gałuszki, to powieść na jeden wieczór w fotelu, pod kocem, z kubkiem gorącego kakaa w ręku. Możliwe, że będziecie ją potem wspominać przez długie dni, albo pozostanie dla was kompletnie zobojętniała. Jest to zależne od waszej wrażliwości.  

Dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka za egzemplarz recenzencki.
 
 

"Mabel" - Anna M. Setla

$
0
0
"Mabel", to debiutancka powieść autorstwa Anny M. Setla, która prezentuje się, jak przerobione na pełnoprawną książkę fan fiction. I jak większość tego rodzaju twórczości, powinna pozostać w szufladzie pisarki, albo odmętach internetu.

Anna M. Setla - podczas, jak jej przyjaciele gonili za nieistotnymi szczegółami, ona snuła swoją opowieść z prędkością karabinu maszynowego. Jest osobą, z której historie wręcz się wylewają. Ma niesamowicie barwną imaginację i potrafi ją świetnie spożytkować.

Oto nadchodzi prawowita władczyni wampirów.

Kiedy Mabel obudziła się w swoje szesnaste urodziny, wiedziała, że ten dzień będzie wyjątkowy. Nie wiedziała jednak, że na zawsze odmieni jej życie. Zwykła nastolatka z dnia na dzień dowiaduje się, że płynie w niej krew wampirów i właśnie ma rozpocząć nowy etap swojego życia. Wkracza w nowy dla niej świat, w którym ma być jednak kimś więcej niż tylko zwykłą nastolatką. Udaje się do nowej szkoły, w której powoli dorasta do wypełnienia swojego przeznaczenia. Jako potomkini jedynego prawowitego władcy wampirów ma pewnego dnia odzyskać należne jej miejsce. Czy jej moc pomoże jej pokonać największego przeciwnika i uwolnić świat od rządów tyrana?
Nikt nawet nie przypuszcza, że ktoś może mieszkać na takim uboczu. Nikt nawet nie ma pojęcia, że może ono tętnić istnieniem, a stworzenia, które to miejsce zamieszkują, nie są takie, jak pozostali ludzie. Pośrodku gęstego lasu stoją posiadłości, nowoczesne i przestronne. Wielki teren wokół nich otacza wielki mur. Dziwne? Może trochę. Jednak dla mieszkańców to najwspanialsze miejsce na ziemi. Celowo postanowili tam zamieszkać. Jest odludne, dzięki czemu mogą skuteczniej ochronić swoją prywatność. Tu mogą też pozostać sobą. Nie przejmować się, że ktoś będzie ich obserwować. W jednej z trzech posiadłości dorasta Mabel. I choć można sądzić, że ktoś, kto nie ma kontaktu ze światem, może uchodzić za nieobeznanego, to ona wcale się tak nie prezentuje. Jej pokój robi wrażenie. Bo choć Mabel rzadko opuszcza teren posiadłości, za pomocą komputera, telewizora i radia, jest doskonale obeznana w przebojach muzycznych, hitach filmowych i najświeższych wiadomościach ze świata. Jedyną rzeczą, której nie ogarnia są rodzinne tajemnice. Jednakże właśnie nadszedł dzień jej szesnastych urodzin. Nareszcie koniec tajemnic. Najlepsza koleżanka Mabel, Chely, dostała swój prezent wcześnie rano. Mabel to pamięta. bo nadal jest na nią zła, że nie zdradziła, co się stało. Próbowała wszystkiego, w celu wyciągnięcia tej informacji od swojej jedynej przyjaciółki, ale ta nie pisnęła ani słówka. Tak samo jak Solisem. Milczeli jak zaklęci, o  zdarzeniach tamtego dnia, ponieważ prosili ich o to rodzice. Oboje w dniu swoich urodzin, zniknęli na całą resztę dnia, wracając dopiero wieczorem. Mabel nie mogła zrobić nic, prócz zastanawiania się, co się dzieje z jej znajomymi. Teraz sama ma stanąć w centrum zdarzeń. Zdarzeń, na które nie jest całkowicie gotowa. Jak do nich dochodzi, Mabel stoi z szeroko otwartą buzią. Nie ma pojęcia, co ma powiedzieć. Prezentem okazuje się zaproszenie do szkoły wampirów? To jakichś żart? Nie ma odwagi spojrzeć na swoich rodziców. Zdaje się to wielkim niedomówieniem, żartem.  Dodatkowo ta szkoła to ich dziedzictwo, jej dziedzictwo. Ponieważ jest wnuczką ojca ich gatunku, Lockarda, pierwszego wampira. Jest jego  ostatnią spadkobierczynią, gdyż poza nią i rodzicami nie ma nikogo z nim spokrewnionego. I nikt, dosłownie nikt, nie może tego wiedzieć. Mabel musi mieć świadomość, co niesie ze sobą ta informacja. Jest wiele osób chcących ją skrzywdzić. Uważających, że ich prawem jest dziedziczenie po jej przodku. Dlatego dopóki jej nauka nie dobiegnie końca, lepiej będzie, jeśli nikt nie dowie się, kto jest jej przodkiem.  Najpierw musisz poskromić swoje zdolności, które dopiero co się w niej obudzą. To nie będzie proste. Szczególnie, że w szkole poznaje chłopaka, z jakim nie powinna mieć nic wspólnego, bo jest dla niej największym zagrożeniem. Jednakże, ona się w nim zakochuje. Na dodatek ze wzajemnością. Od chwili ich poznania, świadomość Kaina van de Seer, wędruje wciąż ku czerwonowłosemu dziewczęciu. Pamięta każdy szczegół jej wyglądu. Ciągle widzi ją przed oczami. Jej twarz i ten niesamowity kolor jej włosów, które idealnie komponują się z delikatną cerą. Nie wie dlaczego, ale wydaje mu się piękniejsza od znanych dziewczyn. Może dlatego, że sprawia wrażenie buntowniczki. Jest inna niż te upiększone księżniczki, którym rodzice kupują wszystko, czego zapragną. Przyciągnęła jego uwagę i zapewne długo nie da mu spokoju.

Istnieje świat, jaki niewiele różni się od naszego. Świat, w jakim główną rolę grają postacie z baśni i legend. Postacie ze strasznego horroru. Takie, które powodują, że po ciele przechodzą ciarki. Van Hellsing Elite High School to najstarsza placówka, z niewielu, które kształcą potomków wampirów. Znajduje się na jednej z Zaginionych Zielonych Wysp, która mieści się w odległości kilkudziesięciu mil od Irlandii. Otoczona wodami Oceanu Atlantyckiego i kilkoma mniejszymi wysepkami. Miejsce zabezpieczone jest przed nieproszonymi gośćmi. Nikt spośród ludzi nie może jej dostrzec. Chociaż postęp technologiczny cały czas prze do przodu, tego jednego miejsca nikt nie odnalazł, ani nawet nie trafił na jego ślad. Na ludzkich mapach w tym miejscu jest ocean, bez jednego kawałka lądu. Statki omijają je, nie świadome, że gdzieś za gęstą mgłą znajduje się  świat, w jakim uczą się mogące zawładnąć światem stworzenia. 

Wiele powieści debiutujących autorów umiera przedwcześnie. Najczęściej jest to spowodowane niedostatnim doświadczeniem w pisaniu. Rzadziej zdarza się, że przez nieposiadanie własnej koncepcji. Właśnie takim przypadkiem jest omawiane dzieło, którego przewodnia bohaterka, bierze udział w bardzo podobnym schemacie zdarzeń, co pewien czarodziej z blizną na czole, o niemałej popularności. Szesnastoletnia Mabel dowiaduje się że nie jest człowiekiem, a wampirem. Dodatkowo pochodzi ze starego i potężnego rodu. Z tego powodu musi rozpocząć naukę w specjalnej szkole dla wampirów. O istnieniu świata, o jakim do tej chwili nie miała pojęcia, dowiaduje się od rodziców. Dokładniej, listu doręczonego przez tajemniczego osobnika. To ich prezent. Po niewielkim szoku, jakiego doznaje ich córka, postanawiają pokazać jej rzeczywistość, której jest ważną częścią. Pokazują ulicę na której wiele wampirów zaopatruje się w potrzebne im przedmioty, jakich nie mogą dostać w sklepach śmiertelników. Podczas dopasowywania szat, które będzie nosiła w szkole, dostrzega chłopaka swoich marzeń. Nie wie jeszcze, że ten powinien stanowić jej największego wroga. Potem Mabel dostaje jeszcze jeden prezent od rodziców. Vampa, stworzenie które staje się przyjacielem na wieczność. Kilka dni później opuszcza dom. Najpierw podróżując autem, a potem statkiem, aż w końcu trafia do Van Hellsing Elite High School. Miejsce prezentuje się niesamowicie. Jednakże nawet tam, nie może czuć się całkowicie bezpieczna. Istnieje wiele osób, które pragną jej nieszczęścia. Dodatkowo, chłopak którego spotkała wcześniej, do którego ma zakaz zbliżania się, staje się dla niej coraz mniej obojętną osobą.Początkowe zbieżności fabularne z twórczością J.K Rowling, nie opuszczają powieści do końca. Co chwilę można natknąć się na jakieś podobieństwa. W sumie to cała radość z poznawania historii, to odnajdowanie w niej zbieżności. To Mabel pisarka poświęciła najwięcej czasu. Niska i drobna. Jej ubrania i kolor włosów powodują że prezentuje się buntowniczo. Jednak jej twarz jest niewinna, ale ten kto ją zna wie, że jest z niej diabełek. Trzeba się po prostu przyzwyczaić do jej wybuchowego charakteru. Przynajmniej zdaniem autorki, bo w rzeczywistości dziewczę jest łagodne i niewinne, jak dopiero co narodzone kocie. Najlepsza przyjaciółka Mabel, Chely która mieszka z ojcem, bo jej mama zmarła w czasie porodu. Jak również .Solis, któremu dane jest mieć parę starszych braci, zostali przede wszystkim stworzeni do podjudzania bohaterki, do jej przyszłej miłości. Kaina van de Seer. Chłopaka, o włosach koloru kasztanowego, średniej długości, które sprawiają, że posiada  prezencję pewnego siebie buntownika. Jednakże, tak naprawdę to palant. To najbardziej denerwująca postać w powieści. Trudno powiedzieć, co autorka miała w głowie podczas jego tworzenia. Justin i Neil, kompani Kaina, są bardzo do niego podobni, ale mniej denerwujący. Co nie zmienia faktu, że pełnią taką samą rolę, co znajomi Mabel. Są zapchajdziurami, o jakich trudno cokolwiek więcej powiedzieć. Każdego z nich, a szczególnie Mabel, obserwuje postać o ponurym, wręcz kamiennym obliczu. Bohaterowie, mimo że posiadają po szesnaście lat, a czasem więcej, zachowują się bardzo dziecinnie. Nieustannie się przekomarzają. Ktoś obrazi jakąś osobę, spoliczkuje, odepchnie, a potem powie, że lubi, a nawet kocha. W romansie dla nastolatek? Czemu nie. Jednakże szkoda, że zachowanie postaci i ich dialogi są tak niesamowicie sztuczne, że to aż sprawia ból. Ponadto, dlaczego każda postać, jaką powoła do istnienia Anna. M. Setla musi uchodzić za buntownika, albo roznegliżowaną prostaczkę? To ma budzić w osobie poznającej bohaterów podziw, ale odrazę? Jeżeli tak, ta taka strategia pisania w ogóle się nie sprawdza. Rzadko ma sens w jakiejkolwiek książce. Autorka obiecuje nam świat pełen baśni i legend, ale tak naprawdę nie poświęca mu wiele czasu. W ogóle rzadko poświęca czas jakimkolwiek opisom. Przedstawienie pokoju przewodniej protagonistki zajęło jej więcej czasu, niż dokładniejsze opisanie miejsc, w jakich ma miejsce większość scen. Annie M. Setla brakło też wsparcia osób z zewnątrz. Albo nie potrafili oni sprostać zadaniu. W tekście pojawia się wiele sprzeczności, które ktoś powinien pomóc usunąć. Jedno z nich to samo działanie rodzinnego domu głównej bohaterki, w jakim rozpoczyna się historia. Na początku zostaje powiedziane, że zaledwie w nim, zamieszkujące go stworzenia, mogą czuć się swobodnie. Jednakże trudno o swobodę, jak twoja córka nie zna swojego prawdziwego pochodzenia. Ciekawostkę stanowi też technologia w szkole Van Hellsing Elite High School. Podobno szkoła jest jej pozbawiona, ale niedługo potem można dowiedzieć się, że na każdego ucznia w jego dormitorium czeka komputer. Sama fabuła, postacie, jak również budowa świata, to koszmar pełen niedomówień. Jednakże, samo pióro debiutantki nie prezentuje się tragicznie. Owszem, pojawia się wiele potknięć, ale przez książkę można się prędko przewinąć. Chociaż, pewnie większość osób, podda się z powodu znużenia, jakie ta ze sobą niesie,

Omawiana książka to nie powielanie schematów, ale niemalże dokładne posłużenie się, wręcz duplikowanie koncepcji, należącej do innego autora. Po co zabierać się za pisanie książki, skoro nie ma się na nią wystarczająco własnego wzorca? Może autorka zna odpowiedź na to zagadnienie. Sama dość odważnie ocenia swoją książkę. Ja szczerze nie polecam. Chociaż, może okazać się przydatna dla osób, które również sądzą, że nadszedł ich czas na zostanie pisarzem. 

Dziękuję wydawnictwu Novae Res za egzemplarz recenzencki.

"Dziadek do orzechów" - E.T.A. Hoffman

$
0
0
Postać Dziadka do Orzechów nie jest obca nikomu. Człowieczek z malutkim tułowiem, o ogromnej głowie, którego zadaniem jest otwieranie orzechów. Jednakże, niewiele osób wie skąd się wziął. Teraz ma sposobność to zmienić.

Ernst Theodor Amadeus Hoffmann - niemiecki poeta, pisarz epoki romantyzmu. Także prawnik, kompozytor, krytyk muzyczny, rysownik i karykaturzysta. Jeden z prekursorów fantastyki grozy (tzw. weird-fiction), który wywarł ogromny wpływ na takich twórców jak: Edgar Allan Poe, Howard Phillips Lovecraft, Gustav Meyrink czy Stefan Grabiński.

Jest Wigilia. Siedmioletnia Klara i jej braciszek Fred czekają na świąteczne prezenty. Jak zawsze najwspanialszy dostaną od sędziego Droselmajera, zegarmistrza i wynalazcy, ich chrzestnego ojca; w tym roku jest to wspaniały zamek z poruszającymi się figurkami. Jednak dzieci wolą inne zabawki od mechanicznych cudów skonstruowanych przez sędziego, którymi nie można się tak po prostu bawić: Klara dostaje nowe lalki i śliczną sukienkę, Fred pułk ołowianych huzarów oraz konia na biegunach. Pod choinką jest jeszcze jeden prezent – dziadek do orzechów, w postaci małego człowieczka o dużej głowie i cienkich, krótkich nóżkach; włożenie do jego ust orzecha i pociągnięcie za drewniany płaszczyk powoduje rozłupanie skorupki. Figurka, mimo że brzydka, bardzo przypada do serca Klarze, jej więc zostaje oddana pod opiekę…
 
Książka, utrzymana w fantastycznej konwencji, opowiada o przygodach małej Klary w świecie, w którym zabawki ożywają, a księciem ich królestwa zostaje tytułowy Dziadek do Orzechów.

Dnia dwudziestego czwartego grudnia dzieciom pana radcy nie wolno zaglądać do salonu ani do przyległego pokoju. Fred i Klara siedzą więc skuleni w najbardziej oddalonym kąciku mieszkania. Robi im się nieswojo, w momencie, jak zmierzch już zapada, a świateł, jak to się zwykle działo w dniu wigilii, nie wniesiono. Fred zwierza się szeptem swojej siedmioletniej siostrzyczce, że już od rana nasłuchiwał dobiegających z zamkniętych pokojów szmerów i lekkiego pukania, a ciemna postać, która przed chwilą przemknęła przez sień, to na pewno ojciec chrzestny. Ojciec chrzestny Freda i Klary, sędzia Droselmajer, nie stanowi pięknego mężczyznę. Niska, chuda postać, twarz ma pooraną głębokimi zmarszczkami, a prawe oko zasłonięte wielkim czarnym plastrem. Na domiar złego zupełnie nie ma włosów i pragnąc to zataić, nosi śliczną, kunsztownie wykonaną białą perukę ze szkła. Mimo takich braków stanowi on jednak niesamowitego człowieka. Bowiem, doskonale zna się na zegarach, a nawet sam umie je sporządzać. Jeżeli się zdarza, że jeden z pięknych zegarów w mieszkaniu pana radcy nie może dać głosu, ojciec chrzestny zdejmuje szklaną perukę oraz żółty surducik i zasiada, owiązany niebieskim fartuchem, po czym pogrąża ostre narzędzia we wnętrznościach zegara i majstruje tam tak długo, że aż małą Klarę boli. Ojciec chrzestny jednak jeszcze ani razu, nie zrobił swemu pacjentowi nic złego. Przeciwnie, po tych zabiegach zegar powraca do swoich obowiązków, mrucząc z zadowoleniem. Ilekroć ojciec chrzestny przychodzi, przynosi dzieciom w kieszeni coś ładnego: zabawnego człowieczka, potrafiącego przewracać oczami i kłaniającego się uprzejmie, szkatułkę, z której wyskakiwał ptaszek, lub inne cuda. Na Boże Narodzenie zaś przynosi zawsze niepowtarzalne podarunki, z wielkim trudem i staraniem własnoręcznie sporządzone, Jednak dzieci  niedługo się nimi cieszą, bo rodzice wkrótce zabierają im je na przechowanie. Dlatego też Fred i Klara wolą te zabawki, które dostają od tatusia i mamusi; bo pozwala się im z nimi robić, to co im się podoba. Teraz, też dzieci wiedzą, że rodzice nakupili dla nich mnóstwo podarunków i teraz ustawiają je w salonie, im zaś nie pozostaje nic innego, jak grzecznie i spokojnie oczekiwać tego, co im w darze przypadnie. Prędko zapada zmierzch. Fred i Klara, mocno przytuleni do siebie, nie śmieją nic powiedzieć. W tej samej chwili drzwi nagle otwierają się i taki blask wpada z wielkiego salonu, że dzieci, jak wmurowane stoją na progu.  Wielka choinka, stojąca pośrodku pokoju, obwieszona została mnóstwem jabłek, a ze wszystkich gałązek zwisają na kształt pąków i kwiatów migdały z cukru, kolorowe cukierki i wiele inne słodkości. Ale najbardziej zdumiewają dzieci niezliczone świeczki, które jak gwiazdki błyszczą wśród gałęzi choinki. Drzewko, rozsiewając blask dokoła, wprost zaprasza, do zbierania kwiatów i owoców. Naokoło drzewka otoczenie jaśnieje wspaniałymi barwami. Klara spostrzega śliczne laleczki i sukienkę z kolorowymi wstążeczkami, która wisi na wieszadle w ten sposób, że dziewczynka może ją ze wszystkich stron dokładnie obejrzeć. Fred w tej samej chwili raz po raz galopuje dokoła stołu, próbując nowego kasztanka. Potem ogląda pułk huzarów. Pięknie odziani w czerwone i złote umundurowania, siedzą na koniach. Ochłonąwszy już trochę z podniecenia, Fred i Klara chcą obejrzeć książki z obrazkami. Leżą one otwarte na stole w ten sposób, że widać śliczne kwiatki i bogate stroje ludzi, a nawet wesoło bawiące się dzieci, namalowane tak świetnie, że sprawiają wrażenie istniejących naprawdę. Jednakże, teraz nadszedł czas na podarunek od ojca chrzestnego. Prezent stoi na stole pod ścianą. Zamek z lustrzanymi szybami i złotymi wieżami. Nagle rozlega się dźwięk dzwonków, drzwi i okna otwierają się i widać, jak w środku spacerują maleńkie zgrabne ludziki: panowie w kapeluszach z piórami, panie z długimi trenami u sukien. W środkowej sali, która zdaje się cała stać w płomieniach, bo tak wiele świeczek pali się w srebrnych żyrandolach, tańczą dzieci w takt dzwonków. Jakiś pan w szmaragdowym płaszczu co chwila wygląda przez okno, macha ręką i znika znowu. I sam ojciec chrzestny, niewiele większy od dużego palca tatusia, zjawia się od czasu do czasu na dole w drzwiach zamku i znowu wchodzi do środka. Klara tak długo nie chce odejść od stołu gwiazdkowego, że znajduje coś, czego do tej chwili nikt nie dostrzegł. Pod drzewem, znajduje się człowieczek. Stoi on spokojnie i skromnie, oczekując na swoją kolej. Można wprawdzie dużo zarzucić jego figurze, bo długi tułów nie harmonizuje się z cienkimi i krótkimi nóżkami, a głowę ma o wiele za duża. Ale te braki wynagradza eleganckie ubranie. Człowieczek ma na sobie śliczną fiołkową kurtkę huzarską z licznymi białymi sznurami i guzikami, spodnie tego samego koloru, a buciki piękniejsze niż te, które mogą zdobić nogi studenta, a nawet oficera. Tak dobrze są dopasowane do delikatnych nóżek, jak namalowane. Z ramion zwisa mu wąski płaszcz, z drewna, a na głowie ma czapkę górniczą. Klara, przyglądając się uważnie miłemu człowieczkowi, którego polubiła od razu, spostrzega, że na jego obliczu maluje się wielka dobroć. Jasnozielone, trochę wyłupiaste oczka pełne są przyjaźni i radości. Dodaje mu wdzięku starannie uczesana broda z białej bawełny, okalająca podbródek, a czerwone usta uśmiechają się łagodnie. Zadaniem tego człowieczka jest dzielnie pracować dla nich wszystkich. Ma on otwierać łupinki orzechów. Wszakże, pochodzi on z rodu Dziadków do Orzechów i trudni się nadal zawodem swoich przodków. Dziewczynka nie posiada się z radości, na wieść, że to właśnie jej zostaje powierzona ochrona małego człowieczka.  Klara bierze Dziadka do Orzechów, rozkazuje mu gnieść orzeski, ale wkłada mu do ust, te najmniejsze, żeby człowieczek nie musiał otwierać za szeroko buzi. Niedługo potem, Fred nudzi się manewrami i konną jazdą, podbiega  i śmieje się serdecznie z zabawnego małego człowieczka. Fred wkłada mu do ust największe i najtwardsze z orzechów, aż niespodziewanie Dziadek do Orzechów traci z ust swoje uzębienie. Fred śmieje się z nieszczęśnika do rozpuku, ale Klara zbiera ząbki Dziadka do Orzechów, owiązuje mu podbródek ładną białą wstążką, odczepioną od sukienki, i jeszcze staranniej zawija w chusteczkę biednego małego człowieczka, bardzo bladego ze strachu. I tak rozpoczęła się niesamowita podróż, będąca początkiem jeszcze niesamowitszej miłości.

Świat Dziadka do Orzechów obfituje w łąki przecudnie pachnące i świecące miliardami iskier. Dochodzą z nich najsłodsze zapachy. Ciemną zieleń rozświetla tysiączne ogników. W ich blasku widać złote i srebrne owoce wiszące na barwnych ogonkach oraz pnie i gałęzie drzew, przystrojone we wstążki i bukiety kwiatów jak szczęśliwi narzeczeni lub radośni, weselni goście. Gałązki i listeczki szumią w powiewach zefiru pełnego woni pomarańcz. Mieszkają wśród nich mali pasterze w towarzystwie maleńkich pasterek. Ale można tam też znaleźć panów i panie w strojach do polowań. Każde z ludzi tak delikatne i białe, że wyglądają jak z najczystszego cukru. Znajdują się tam także małe miasteczka składające się z domów kolorowych i zupełnie przezroczystych, co wygląda prześlicznie. Zamieszkują je bardzo mili ludzie. Choć zdarzają się też rozdrażnieni, bo cierpią stale na silne bóle zębów.  

Dawniej, do książek dla dzieci, podchodziło się ździebko inaczej. Pamiętam, że mnie każdego wieczora, a nawet popołudniami, w czasie nieudolnego starania się o zmuszenie mnie do drzemki, tuliła do snu twórczość Jacoba i Wilhelma Grimm,Charles'a Perrault, Hansa Christiana Andersena, Jeana de La Fontaine, Giambattista Basile, Carlo Gozzi, Oscara Wilde. Wtenczas szczególnie królowała bajka "Dzielny ołowiany żołnierzyk", autorstwa Hansa Christiana Andersena. Ilustracja każdej książki prezentowała się barwnie, pięknie, wręcz magicznie. Dziś, większość dzieł dla najmłodszego grona obiorców, rządzi jedna zasada. Fabuła książki ma się prezentować prosto, jak najłatwiej do zrozumienia. Znowuż, ilustracje banalnie, a najlepiej zbliżone do takich, jakie dziecko samo potrafi namalować. Większość jest nudna i sztampowa. "Dziadek do orzechów", autorstwa E.T.A. Hoffmana, to miła odskocznia. Twórczości autora nie brak urzekającego wdzięku i czaru, a znajdzie się w niej nawet nieco groteski. Sama publikacja, też sprawia wiele radości. Jednakże, pierw o fabule. Księżniczka Pirlipata, piękna od chwili narodzin. Wzbudza podziw całego dworu, Mimo to, królową trapi niepokój. Powodem niepokoju matki księżniczki, okazuje się klątwa rzucona przez Mysibabę, królową pałacowych szkodników, które król kazał pozabijać. Mimo środków ostrożności, Mysibabie udaje się dostać do księżniczki i zamienić ją w paskudną istotę o dużej, bezkształtnej głowie i wielkich ustach, podobną do drewnianego dziadka do orzechów. Nadworny astrolog po żmudnych badaniach układów gwiazd orzeka, że jedynym lekarstwem jest zjedzenie przez Pirlipatę orzecha Krakatuka, rozłupanego przez młodzieńca, nie golącego się i nie noszącego butów; musi on dodatkowo, po wręczeniu orzecha księżniczce, wykonać siedem kroków w tył bez żadnego potknięcia. Król nakazuje astrologowi i zegarmistrzowi, pod karą śmierci, udać się na poszukiwania orzecha Krakatuka. Długotrwałe poszukiwania, w końcu dają rezultat. Pirlipacie zostaje przywrócona anielska uroda. Jednakże, nie dla każdego, ta historia ma miłe zakończenie. Wszakże, młodzieniec uratował księżniczkę, ale sam podzielił los, jakim niedawno ta została obarczona. Od tamtego czasu dźwiga swe brzemię, aż komuś uda się z niego je zdjąć. Narratora stanowi sam E.T.A. Hoffman, często zwracając się bezpośrednio do osóbki zapoznającej się z jego dziełem. Przewodnią bohaterką jest siedmioletnia Klara. Mała dama nie może narzekać na niedostatek zabawek i słodkości. W raz z bratem Fredem jest wręcz rozpieszczana przez rodziców. Jednakże, to nie robi z niej rozpuszczonego dziecka. Przeciwnie. Będąc w posiadaniu tak wielu lalek, na swojego ulubienica bierze właśnie Dziadka do Orzechów. Wzbudza to duże zainteresowanie ojca chrzestnego dzieci. Od tamtego momentu, ta tajemnicza i dziwna postać, często pojawia się blisko dziewczęcia. Sam Dziadek do Orzechów w każdą noc, posiada zdolności do ruchu, a nawet mówienia. To szarmancki dżentelmen, któremu nie brak odwagi. Wraz ze swoimi pomocnikami,  jak zapada wszechogarniająca ciemność, powstaje do walki z Królem Myszy. Zresztą nie on jeden. Sama Klara, również musi wiele poświecić, jeżeli chce osiągnąć triumf, nad uzurpatorem. Nie ciężko polubić małą bohaterkę. Choć trzeba wspomnieć, że momentami staje się nużąca. Jeżeli chodzi o samego ojca chrzestnego, to w pewnej chwili odbiorca już wie, że coś więcej chowa się za postacią. Jednak największe zamiłowanie budzi sam Dziadek do Orzechów, a nienawiść władca szkodników .Jednakowoż, to nie świetnie nakreślone postaci, są sednem powieści E.T.A. Hoffmana. Jest nim opowieść, o nieszczęściu, które spotkało Dziadka do Orzechów. Niesamowicie zapada ono w pamięć.  I jest częścią świata, z jakiego pochodzi ta postać. Świata pełnego Łąk Cukrowych, Bram Łakomczuchów, Lasów Gwiazdkowych, Potoków Pomarańczowych, Rzek Limoniadowych. Naprawdę magicznego. Mimo swojej doskonałości, twórczość E.T.A. Hoffmana nie pozostaje pozbawiona wad. I to właśnie zaczarowana część książki stanowi problem. Otóż, nie do końca jest zrozumiałe, na jakiej zasadzie Klara i Dziadek do Orzechów się do niego dostają. Autor nie rozwinął tej kwestii. Szkoda, bo to ważna chwila dla całej historii. Zresztą, to nie jedno stanowiące tajemnicę zagadnienie. Nie są one problemem, jeżeli wie się, iż całość to jeden wielki sen. Jednakże to będzie wiedziała osoba dorosła, dzieci, szczególnie najmłodsze, traktujące rzecz dosadnie, będą potrzebować przewodnika.

Wizualnie książka sprawia wrażenie starej. Okładka została obłożona materiałem. Morze nie sprawia to, że książka jest miła dla rąk, ale robi wrażenie drogocennej. W środku, niemalże każdą stronę ozdabia czarno-biała ilustracja, która doskonale oddaje czas historii.

"Dziadek do Orzechów", autorstwa E.T.A. Hoffmana, to świetna opowieść. Genialna w swej prostocie, a jednak magiczna i ponadczasowa. Nieco też mroczna i brutalna. Jednakże, nie ma co się oszukiwać. Jeżeli, drogi rodzicu, pragniesz zainteresować swoje dziecko książkami, musisz zaoferować mu takie, które będą konkurować z kreskówkami. Książki pozbawione kontrastów, nie będą tego potrafić. Dzieła dawnych autorów, na pewno takie będą, a szczególnie omawiana publikacja.

Dziękuję wydawnictwu MG za egzemplarz recenzencki.






"Złotowidząca. Schronienie" - Rae Carson

$
0
0
"Złotowidząca: Schronienie", autorstwa Rae Carson, to drugi tom sagi o dziewczynie, obdarzonej niezwykłym darem wyczuwania złota, o jej niebezpiecznych przygodach w ogarniętej gorączką złota Kalifornii.

Rae Carson - amerykańska pisarka fantasy. Jej debiutancka powieść "Dziewczyna ognia i cierni" została wydana w 2011 roku. Seria, którą otwiera, została bestsellerem New York Timesa. Powieści pisarki są pełne przygód, magii i bystrych dziewczyn, które dokonują (zazwyczaj) mądrych wyborów. Rae Carson, rodowita Kalifornijka, mieszka dzisiaj z mężem w Arizonie.

Po ciężkiej podróży na zachód, do Kalifornii, Lee Westfall w końcu znajduje dom. Wznosi się on na złotodajnym terenie, który sama wyszukała, kierując się swoją mocą. Nie tylko złota jest tu pod dostatkiem – nie brak też dobrych ludzi, którzy tak jak Lee szukają własnego miejsca na ziemi. Jefferson, przyjaciel z lat dziecinnych, nadal uparcie walczy o jej serce. A opór dziewczyny coraz bardziej słabnie…

Wuj Hiram wciąż nie daje za wygraną. Pragnie dopaść Lee i korzystać z jej daru złotowidzenia. Porwana, uwięziona, na własnej skórze doświadcza jego okrucieństwa. Tymczasem jej dar rośnie w siłę. Lee potrafi nie tylko znaleźć miejsca bogate w złoto; teraz zyskuje także władzę nad cennym kruszcem. Czy ta umiejętność wystarczy, by zniszczyć Hirama raz na zawsze?


Minął miesiąc odkąd dotarli do Kalifornii. Od tamtego czasu Leah nie przespała nawet jednego wschodu słońca. Poczucie słonecznego ciepła na buzi, w uszach słodki śpiew złota, a na dodatek wsparcie bliskich, więcej jej nie trzeba.  Od czasu śmierci rodziców, nie czuła się tak szczęśliwa. Ze wchodu, dotarło do Kalifornii każde z nich. Początkowo ich konwój składał się z pięćdziesięciu wozów, ale potem jedni poszli inną drogą, inni umarli i koniec końców zostało ich osiemnaścioro, z jednym wozem. Półkrwi Indianin, jednonogi weteran, trzech zatwardziałych kawalerów, dwie kobiety i dawien niewolnik. W Mormon Island spotkali rodzinę osadników, która zmęczona podróżą na zachód chciała już wracać. Szkoda, bo złotowidzenie buzuje w Leah, jak zawsze w tych górach, mrucząc cicho, leniwie, jak kot. Mówi, że znajduje się tu dość złota dla wszystkich, przynajmniej na razie. Odkąd zdradziła swój sekret Jeffersonowi, ten obserwuje ją nieustannie. Czasem, odwraca wzrok, ale czasami robi to otwarcie.  Spogląda na Leah, jak ktoś kto nie ma nic do zatajenia, i wówczas żołądek Leah fika koziołki. W takich momentach widzi chłopca, z którym dorastała, a jednak w ciągu minionego roku bardzo się zmienił i ta świadomość uwiera jak kolec pod skórą. Momentami czuje, że w pewnym sensie go straciła. Zmienili się oboje. Nadal są przyjaciółmi, to jasne jak słońce, ale pewne cząstki Jeffersona McCauleya i Leah Westfall zanikają bez śladu, porzucone po drodze, jak bagaże, które nie mieli jak zabrać w dalszą podróż. Pozostali sądzą, że Leah i Jefferson potrafią znajdować złoto, bo urodzili się i dorastali wśród poszukiwaczy złota w Georgii. Leah przez to nieustannie czuje się jak jeleń na muszce. Obiecali sobie, że będą trzymać się razem, przynajmniej póki nie znajdą sporej ilości złota. Przeszli razem za wiele, by się rozstawać. Ponadto na Zachodzie, jest niewielu ludzi, jakim można zaufać. Co wieczór wracają do obozowiska po długim dniu szukania złota. Dzięki wsparciu nowo przybyłych ich obozowisko zmieniło się w małe miasteczko właściwie w przeciągu paru dni. Ma kilka domów, zagrodę i pastwisko, a wszystko tuż nad potokiem, który rozlewa się w piękne jeziorko, powstałe dzięki bobrom. Jednakże, ten spokój, nie może trwać wiecznie. Zakłóca go spotkanie z Frankiem Dilleyem i jego oślizgłymi druhami, spisującymi działki. Pobudziła ono Toma do działania. Kombinuje on, jak zapewnić im prawo do ziemi, na zawsze i zgodnie z przepisami. Uważa, że lada dzień nielegalne zajmowanie terenów dobiegnie końca, i że już wkrótce, zapewne w przyszłym roku, będą musieli oficjalnie zadeklarować własność działek. A wtenczas, jak Kalifornia dołączy do Unii, muszą wnieść o zgodę na założenie miasta. Leah nie mieści się w głowie, że starcza grupka chętnych osadników, do powstania czegoś tak wielkiego i trwałego jak miasto, ale podobno tak właśnie to działa. To też, co wieczór, jak wraca do szałasu i przyjaciół, czuje, że wraca do domu. Zaledwie Jefferson zdaje się niezadowolony. Haruje tak samo jak inni, ale ilekroć Tom wspomina coś o prawach własności i założeniu miasta, pochmurnieje i milknie. Zadaniem Leah jest znaleźć złoto i znalazła go całe mnóstwo. Jej działka okazała się bogata w kruszec, najwięcej jednak wydobywa Hampton. Ale nikomu nie powodzi się równie dobrze jak Becky Joyner, która trafiła na istną kopalnię, karmiąc samotnych poszukiwaczy. Czasami płacą jej złotem, czasami towarami, na przykład kurczakiem za paczuszkę podpłomyków albo workiem owsa za śniadania przez tydzień. Jeśli nie posiadają nic na zamianę, płacą im pracą, z czego też chętnie korzystają. Całość układa się lepiej niż w najśmielszych przewidywaniach. Będą bogaci po zaledwie jednym sezonie. Cudowna myśl. Jednak Leah nie może się do niej przyzwyczaić. Obserwuje, jak jej worek po mące wypełnia się złotem, aż pęka w szwach, i nie potrafi zaufać, że to naprawdę jej. Widzi, jak obozowisko się rozrasta, I nie ma to dla niej znaczenia. Ponieważ, to chwilowe. W końcu, Frank Dilley powie wujowi, gdzie się znajduje. I wówczas marzenie  o domu, rodzinie i wielkiej ilości złota dobiegnie końca. Hiram zamordował jej rodziców i odebrał dawne istnienie. Musi poinformować druhów o zamiarach brata ojca. Muszą dowiedzieć się, że zagraża im niebezpieczeństwo, bo posiada dar złotowidzenia. Mało brakowało, a już  podczas wędrówki do Kalifornii powiedziałaby im prawdę. Ale tajemnica weszła jej w krew, zwłaszcza że z powodu złotowidzenia zginęli jej rodzice. Sama umrze, jeżeli ktoś jeszcze zginie. Jednakże, musi im powiedzieć. Nie ma odwrotu. To może zapewnić im bezpieczeństwo. Nawet jeśli to oznacza samotność. Ponownie. 

Kalifornia. W krajobrazie dominuje brązowa barwa wysuszonych traw oraz błękit nieba. Ze stoków wzgórz sterczą zaokrąglone przez wietrzenie granitowe skałki. Wieść o żółtym kruszcu przeszyła całe Stany Zjednoczone. Bezludna Kalifornia zaczęła tonąć w gorączce złota. Już w pierwszym roku docierają do niej setki ludzi z całego świata, w tym z ogarniętej powstaniami Europy. Rewolucjoniści, uczeni, bandyci i biedacy. W 1850 roku Kalifornia została uznana za stan amerykańskiej Unii. Ludzie znajdują samorodki większe niż pięści. Jednakże, wielu zdaje już sobie sprawę, że największe bogactwo tej ziemi - wielkie złoża złota, doprowadzą ich do bankructwa.

Po pierwszej bardzo dobrej części. Wręcz niesamowicie bogatej w postacie i zdarzenia, jak na swoją niedużą grubość. Budzącą radość, smutek, a nawet poirytowanie. Nadszedł czas na drugą część, w której to Rae Carson kontynuuje los swoich postaci, z o wiele słabszą koncepcją. Teraz, celem autorki jest pokazanie okrucieństwa człowieka, wobec drugiego człowieka. Leah ma świadomość, że Hiram Westfall nie zostawi ją w spokoju. Wśród ludzi, z jakimi dotarła do Kalifornii, znajduje się jej dom. Żal od nich odjeżdżać, ale musi to zrobić. Nikt nie może czuć się bezpiecznie, do czasu, aż nie rozmówi się z bratem ojca. Chce wolności, ale pragnie też odpowiedzi, na dręczące zagadnienia. Wszakże, rodzice Leah stanowili partnerów. Wie, że się kochali. Ale okazuje się, że mama ożeniła się z tatą, ponieważ miała jakichś powód. W drodze, jak również podczas rozmów, Jefferson i Tom mają zamiar wspierać Leah. Jednakże, żadne z nich nie jest świadome, że udają się prosto w sidła Hirama. Sam sposób na poradzenie sobie z dręczycielem. Rozmowa z człowiekiem, którego nie hamuje nic przed osiągnięciem swoich celów, nawet morderstwo, to niesamowicie naiwne rozwiązanie. Bohaterowie aż proszą się o złapanie we wspomnianą pułapkę. Jak samemu nie trudno dojść do tego wniosku, cała książka opiera się na więzieniu Leah, Jeffersona i Toma, przez Hirama Westfalla i jego ludzi. Podczas starania się o przetrwanie w potrzasku, w jakim się znaleźli, Leah dostaje odpowiedzi jakich się nie spodziewała. Rodzą one kolejne zagadnienia, na które mogą nie zostać jej udzielone objaśnia. Wtenczas, Leah bardziej poznane samą siebie. Jak również swój dar. Złotowidzenie w niej, zmienia się. Szlachetnieje. Uczucie do Jeffersona pogłębia się, z wzajemnością. Toteż, bardzo trudno jej patrzeć, jak ten cierpi prawdziwe katusze. Znowuż Jeffersonowi, ciężko jest obserwować, jak Leah jest zmuszana do noszenia sukien i znoszenia pożądliwych spojrzeń ludzi wuja. Jednakże, prawdziwe katusze cierpią więzieni Indianie. Bród i smród, w jakim spędzają codzienność, to nie są warunki dla żadnego stworzenia. Hiram Westfall to człowiek bez skrupułów. Właściciel niewolników i morderca z chorobliwą obsesją. Uważa, że mężczyzna jest sobie panem wobec broni, konia, a nawet małżonki i dziecka. Jednakże, w czasach w jakich historia ma miejsce, nie on jeden posiadał taką postawę. Jefferson przez całe swoje dzieciństwo obrywał cięgi od ojca, bo wszyscy wychodzili z tego założenia. W Dahlonega nikt nie zareagował jak rodziców Leah zamordowano, a nieznajomy zjawił się nie wiadomo skąd i zagarnął ich majątek i siostrzenicę na dokładkę. W taki właśnie sposób, Rae Carson pragnie zaprezentować swoim nastoletnim odbiorcom niesprawiedliwość, tamtejszego okresu. Bezsilność kobiet wobec mężczyzn, pokazała już poprzednio. Teraz robi to nadal, ale mocniej, dodatkowo pokazując nierówności rasowe. Przedstawiane przez nią zdarzenia, pozostają w pamięci, bo autorka się nie ogranicza. Jednakże, to nie starcza na zaspokojenie pewnego poczucia niedostatku, jaki pozostaje po lekturze. Winien temu jest sposób, w jakim autorka postanowiła pisać swoją książkę. Tworzenie w pierwszej osobie, z punktu widzenia przewodniej bohaterki, mocno szkodzi twórczość  Rae Carson. Wszakże Rebekah Joyner z dziećmi, Wally Craven, Hampton Bledsoe, Jasper Clapp, Henry Meek, pozostali w osadzie  z ludźmi jakich dopiero co poznali, a będąc  w niewoli to Jefferson i Tom są odpowiedzialni za ucieczkę. To ciekawsze wątki, niż więziona w luksusach Leah. Ponieważ ona nie bierze w nich udziału, to odbiorcę również pozbawia się tej sposobności. Fabuła, podzielona na poszczególne postaci, prezentowałaby się o wiele lepiej.  To też, choć z piórem pisarki zapoznaje się naprawdę przyjemnie, to jednocześnie wiele ono odebrało tej historii. 

Z "Złotowidzącą. Schronienie", autorstwa Rae Carson, nadal warto się zapoznać. Mimo, że to zupełnie inna powieść, w której fabuła jest bardzo ogólnikowa. Książka nadal doskonale oddaje ówczesne realia, łącznie z ich okrucieństwem, jakich poznanie będzie szczególnie wartościowe dla nastoletnich odbiorców. Trudno odgadnąć, co będzie zawierała trzecia część. Możliwe, że okaże się lepsza. 

 Dziękuję wydawnictwu Jaguar za egzemplarz recenzencki.

 

"Wyśpij się! Jak zdrowy sen może odmienić twoje życie" - Arianna Huffington

$
0
0
"Wyśpij się! Jak zdrowy sen może odmienić twoje życie", to książka autorstwa Arianny Huffington znajdującej się na liście stu najbardziej wpływowych ludzi świata wedle magazynu "Times" i liście najbardziej wpływowych kobiet według "Forbesa". W swojej książce dzieli się z nami swoimi refleksjami na temat snu, a raczej niedbałego stosunku ludzkości do tego ważnego aspektu naszego istnienia.

Arianna Huffington - współzałożycielka, prezenterka i redaktorka naczelna Huffington Post Media Group, autorka piętnastu książek. W 2005 roku założyła "The Huffington Post", połączenie portalu informacyjnego i bloga. W 2012 roku "The Huffington Post" wyróżniono Nagrodą Pulitzera w kategorii reportażu krajowego.

Niedobór snu powoduje groźne konsekwencje dla naszego zdrowia. Potrzebujemy go, by cieszyć się życiem i sprawować nad nim kontrolę.

Wyśpij się! to oparta na badaniach naukowych książka, która przybliży czytelnikowi zagadnienia dotyczące snu – od jego historii do roli marzeń sennych. Ujawnia istotną rolę, jaką odgrywa sen dla naszego funkcjonowania.

Autorka udowadnia, że obecnie mamy skłonność do ograniczania liczby godzin snu, co pogarsza stan naszego zdrowia i wpływa negatywnie na komfort życia osobistego, seksualnego oraz zawodowego. Porusza temat naszego uzależnienia od technologii, która zakłóca sen oraz wskazuje na zgubne konsekwencje stosowania leków nasennych.


Książka zawiera wiele cennych zaleceń i wskazówek, jak najlepiej wykorzystać niesamowitą potęgę zdrowotną snu.


Jeszcze jak świat światem, tak wiele nie wiedziano o śnie. Sen jednoczy ludzkość. Złącza nas z bliźnimi, z przodkami, z przeszłością i przyszłością. Nieważne, jakim człowiekiem jesteś, na jakim etapie istnienia się znajdujesz, jak każdej innej osobie, potrzeba ci snu. Choć pozostaje to faktem od zarania, nasz związek ze snem, dopiero teraz przechodzi, naprawdę ciężkie chwile. Zdajesz sobie sprawę, jak ważną rolę stanowi dla każdego naszego aspektu istnienia i dobrego samopoczucia, emocjonalnego i duchowego. Paradoksalnie jednak coraz trudniej nam zaspokoić potrzebę snu. Co więcej, choć postęp technologiczny pozwolił nam dowiedzieć się, co się z nami dzieje podczas snu, to również technologia jest jedną z przewodnich powodów naszych dzisiejszych problemów ze snem. Jednakże, nie są winne zaledwie one. Sen z powiek spędza nam powszechne złudzenie, że przepracowanie to akceptowalna cena za sukces. Dziś stosuje się więc prostą metodę: skoro wciąż nie opuszcza nas wrażenie, że doba jest za krótka, każde z nas próbuje urwać dodatkowe kilka chwil. Sen cierpi najbardziej, bo nie ma szans w zderzeniu z bezlitosną wizją sukcesu. Arianna Huffington w swojej książce chce przyjrzeć się temu pradawnemu, fundamentalnemu i tajemniczemu zjawisku z wielu perspektyw, a także pokazać, jak sen może pomóc nam posiąść kontrolę nad codziennością. Ma nadzieję, że zdoła przekonać nas do wprowadzenia zmian, które odmienią nasze spoglądanie na sen.  

Arianna Huffington pisze o śnie, wcale nie nużąco. Autorka ma nadzieję, że lektura tej książki zainspiruje nas do prac nad własnymi  związkami z tajemniczym i wieloaspektowym zjawiskiem jakim jest sen.Jak sama wspomina  w swojej książce, odkąd zaczęła spać po siedem, osiem godzin, łatwiej się skupia na uprawianiu medytacji, ćwiczeniach fizycznych, podejmowaniu rozważnych decyzji oraz pogłębianiu interakcji z otoczeniem i samą sobą. Sen nie ma zaledwie kluczowego znaczenia dla zdrowia, ale też oddziałuje też na wszystkie aspekty naszego istnienia. Pierwsza część książki nawiązuje do takich tematów, jak: historia snu, śnie i nauce o nim, zaburzeniach snu i snach. Część druga poświęcona jest innowacjom, reformom, wynalazkom i nowym technologią napędzającym naszą rewolucję. Tam znajdziecie wzmianki o: sztuce dobrego snu, spaniu z partnerem, co nam szkodzi, co nam pomaga, drzemkach, strefach czasu. Brzmi ciekawie, nieprawdaż. Jednakowoż, prócz doświadczeń autorki ze snem, oraz skutkami jego braków, badaniami przeprowadzonymi na temat snu, na jakich ta opiera swoje dzieło, trudno doszukiwać się w książce czegoś więcej. Porad i informacji, które mogą stać się dla nas cenne, jest tu najmniej. Przykładowo, o powodach i skutkach bezsenności można dowiedzieć się bardzo wiele, ale niekoniecznie, jak sobie z nimi skutecznie radzić. Bardzo popularne ostatnio zagadnienie świadomego śnienia, również nie pojawia się w tomie, mimo że ten odpowiada zainteresowaniom Arianny Huffington. Szkoda, bo taka zagwozdka jest naprawdę interesująca. Uświadamianie, że brak snu może mieć dla nas zgubne konsekwencje, niekoniecznie. Co nie zmienia faktu, że czas z lekturą spędza się naprawdę miło. Arianna Huffington ma bardzo lekkie pióro, z jakim można zapoznać się bez jakichkolwiek niedogodności. 

Nasze niedbalstwo względem snu, jest spowodowane pogonią za sukcesem, albo świadomą ignorancją. To, że jego brak ma dla nas zgubne konsekwencje, raczej nie powinno stanowić dla nikogo niespodzianki.  Ariannie Huffington nie udało się całkowicie skonsumować tematu. Mimo to, książka została napisana naprawdę kunsztownie, więc jeżeli podejmiecie się jej zapoznania, na pewno będą to mile spędzone chwile.

Dziękuję wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.


 

"Wiedźmin: Dom ze Szkła" - Paul Tobin, Joe Querio, Carlos Badilla, Mike Mignola

$
0
0
"Wiedźmin: Dom ze Szkła", komiksowa adaptacja przygód Geralta z Rivii, stworzona przez Paula Tobina, Joe Querio, Carlosa Badilla i Mike'a Mignola,jako produkt promujący grę, spadła na fanów uniwersum dość niespodziewanie. I równie niespodziewanie okazała się dziełem niskiego lotu. Na szczęście z ratunkiem nadeszło dźwiękowe studio Sound Tropez przerabiając komiks na słuchowisko. W ten sposób oszczędzając fanom świata Białego Wilka oglądania pierwowzoru.

Paul Tobin  - pierwszym ważnym dziełem dla autora, okazał się "Fringe for Caliber Comics". Od tego czasu napisał wiele komiksów dla amerykańskiego wydawnictwa komiksowego Marvel Comics, należącego do Marvel Entertainment. Jego praca często polega na pisaniu komiksów opartych na grach wideo. 

Joe Querio - poza braniem udziału w tworzeniu komiksu "Wiedźmin: Dom ze Szkła", "Wiedźmin: Dzieci lisicy", współpracował również podczas tworzenia "B.P.R.D Hell on Earth Volume 10: The Devils Wings", "B.P.R.D: Hell on Earth #122", i "B.P.R.D: Hell on Earth #123".

Carlos Badilla - na planszach"Wiedźmin: Dom ze Szkła" i "Wiedźmin: Dzieci lisicy" można podziwiać jego pracę nad doborem kolorów dla komiksu.

Mike Mignola - postać znana polskim komiksomaniakom właściwie z dwóch okładek: "Lobo: Nieamerykańscy gladiatorzy" i "Batman: Sanctum". 

Adam Ferency, Jacek Rozenek, Magdalena Różczka, Magdalena Popławska, Jan Janga-Tomaszewski, Sylwia Nowiczewska - zespół aktorów, z którego każde posiada duże doświadczenie w podkładaniu głosu.

Podczas jednej ze swoich podróży, na skraju Czarnego Lasu, łowca potworów Geralt spotyka mężczyznę, którego żona, rzekomo martwa, lecz wciąż żądna krwi, zamieszkuje posiadłość zwaną Domem ze Szkła. Niekończące się korytarze, gdzie niebezpieczeństwo czai się za każdym rogiem oraz skrywana przez dom tajemnica sprawią, że Geralt będzie musiał wznieść się na wyżyny swoich wiedźmińskich umiejętności, aby nie tylko rozwiązać związaną z Martą i Jakubem zagadkę, ale i przeżyć.

Wiedźmin, Geralt z Rivii. Dawniej dziecko, które zostało przekazane wiedźminom przez Prawo Niespodzianki, poddane Próbie Traw. Trenowane od najmłodszych lat w sztuce walki. Przemienione genetycznie dzięki magicznym eliksirom w celu dostosowania do walki z potworami. Teraz, zabójca wszelakiego plugawego monstra, przemierza świat w poszukiwaniu zleceń. Podróżuje zawsze z dwoma mieczami na plecach. I na koniu, którego nieodmiennie zwie Płotka. Będąc w drodze od kilku dni, bez zapasów, dostrzegając ognisko w oddali, nie może przegapić sposobności do ogrzania się, zjedzenia ciepłego posiłku i porozmawiania z człowiekiem. W taki właśnie sposób, po środku ciemnego lasu, poznaje Jakuba Ornsztyna. Człowiek ten od dziewięciu lat mieszka sam wśród mokradeł. Nie potrafiąc pogodzić się z odejściem małżonki, poluje, jednocześnie ostrzegając podróżników przed zapuszczeniem się do lasu. Ponieważ, to właśnie dziewięć lat temu, banda brux odebrała mu ukochaną. Przemieniła nieszczęśnicę. Od tamtego czasu, para spogląda na siebie z oddali. Jakub wie, jak kobieta się zbliża, bo wówczas zawsze może posłuchać śpiewu ptaków. Dawniej, kojarzącego mu się ze szczęściem, teraz tragedią, która miała miejsce. Dwa dni później Geralt postanawia opuścić tego serdecznego mężczyznę. Wówczas Jakub proponuje, że uda się wraz z nim. W końcu są do siebie bardzo podobni. Żadne nie ma domu, do którego może wrócić. Obu też polowanie pozwala przetrwać. Wiedźmin zgadza się na wspólną podróż. Chociaż wie, że historia, którą Jakub mu opowiedział jest nieprawdziwa. 

Dom ze Szkła to tajemnicze, opuszczone domostwo położone w pobliżu Czarnego Lasu w krainie Angrenu. Pełne niezliczonej ilości pomieszczeń, mogące chować niebezpieczeństwo na każdym kroku. 

Nad stworzeniem komiksu pracowało aż czterech ludzi. Scenariusz napisał Paul Tobin, za szkice odpowiadał Joe Querio, za dobór kolorów Carlos Badilla, a nad projektem okładki czuwał Mike Mignola. Cóż, tam gdzie kucharek sześć, nie ma co jeść. I te słowa okazują się bardzo adekwatne do tego grona. Ponieważ "Wiedźmin: Dom ze Szkła" to niemalże spartaczona robota. Jednakże, to recenzja słuchowiska na podstawie scenariusza Paula Tobina, więc to on powinien interesować nas najbardziej. Omówienie całości pozostawiam sobie na inną okazję.  Fabuła prezentuje się, jak zostało to nadmienione wcześniej. Gdzieś na skraju Czarnego Lasu, stoi budząca grozę posiadłość zwana Domem ze Szkła. Wewnątrz, pełne strachu pomieszczenia chowają mroczny sekret. Zaledwie Geralt z Rivii może stawić czoło złu i rozwikłać tajemnicę przeklętego domu. Postaci nie ma za wiele. Geralt z Rivii. Wiedźmin, którego raczej nie trzeba przedstawiać. Na co dzień poluje na mordujące ludzi monstra, czasami uda się w pościg za jakimś zabójcą królów, nie odmówi drobiu w potrzebie, nie przepuści też okazji niczemu, co ma ochotę na swawole. Geralt, o jakim mowa bardziej przypomina tego od twórców gier, niż książek. Choć nie posiada unikalności, żadnego z wcześniejszych wcieleń. Jakub Ornsztyn to łajdak i krętacz. Człowiek, którego zżera chorobliwa zazdrość i nienawiść. Uświadamia swojego druha Geralta, że często największymi potworami są ludzie. Jednakże przede wszystkim rozchodzi się o Martę. To przez zmarłą kobietę, a raczej przez to, co nie pozwala jej odejść, znaleźli się w Domu ze Szkła, z którego nie ma ucieczki. I jak się okazuje, nie oni jedni. Sukub o imieniu Vera, jak wielu przed nimi, dzieli ten sam los. Jednakże ona znajduje się w domu od jakiegoś czasu. I jakimś cudem, udało jej się w nim przetrwać. Nie każde ze stworzeń, które tam trafiło, miało tak wiele szczęścia. Vera może okazać się bardzo pomocna w ucieczce, albo stać się powodem ich śmierci. Dom ze Szkła to mroczne i tajemnicze miejsce, w jakim czas nabiera nowego znaczenia. I tu nie trudno odnieś wrażenie, że autorowi scenariusza nie do końca udało się zaczerpnąć z potencjału koncepcji. Wszakże, domostwo mogłoby zawierać jeszcze więcej pułapek i pomieszczeń, niż sale z zastawionymi stalami i luksusowo umeblowane pokoje. Szkoda też, że Paul Tobin nie zamieścił w historii  postaci, które są nam znane z uniwersum. Ale to akurat można zrozumieć. Pewnie taka została zawarta umowa z deweloperami. Niezrozumiała za to jest prostota słownictwa bohaterów. Paul Tobin bardzo ich ugrzecznił. Momentami, są też bardzo nieświadomi otaczającego ich świata. Człowiek, którego skazano na mieszkanie od dziewięciu lat w lesie, nie widział utopca? To raczej niemożliwe. Jednak w historii Paula Tobina się zdarza, a nie powinno. Ostatecznie, mimo że to mało rozwinięta historia, od pewnego momentu łatwa do przewidzenia, prezentuje się dobrze.

I teraz nadszedł czas na wspomnienie o świetnej robocie, jaką zrobili Kamil Śmiałkowski i Michał Szolc. Przede wszystkim dokonali znaczących zmian. Największa różnica to dodanie, nieobecnego w komiksie, narratora. To świetna koncepcja, i bardzo potrzebna dla tego rodzaju dzieła. Szczególnie, że Kamil Śmiałkowski i Michał Szolc starali się je rozbudowywać i naśladować sposób pisania Andrzeja Sapkowskiego. Efekt prezentuje się tak, że fani twórczości pisarza nie będą mieli powodów do narzekań. Za to osobom, które nie do końca są przekonane do jego pióra, konwencja twórców powinna bardzo się spodobać. Kolejną rzeczą, którą poprawiono są dialogi. Postaci rozmawiają ze sobą znacznie więcej niż w komiksie. Kamil Śmiałkowski i Michał Szolc dodali wiele zdań, które nie znajdują się w wersji obrazkowej. Jak zostało wspomniane wcześniej, Paul Tobin nie umieścił w historii wielu postaci, tak więc obsada słuchowiska jest skromna. Adam Ferency, jako narrator, którego głos doskonale pasuje do klimatu historii. Jacek Rozenk, jako Geralt z Rivii. W słuchowisku, sprawia się tak samo, jak w grach. Bardzo dobrze. Stanowi najlepszą wersję tego bohatera, więc naprawdę dobrze, że nie obsadzono kogoś innego. Jan Janga-Tomaszewski jako Jakub Ornsztyn, także doskonale sprawdza się w swojej roli. Pasuje do postaci przedstawionych na planszach komiksu. Tak samo, jak Magdalena Popławska grająca jego zmarłą małżonkę, Magdalena Różczka będąca sukubem. I Sylwia Nowiczewska, jako cmentarna wiedźma, której głos lekko zmieniono. Obsada, jak zawsze w produkcjach studia Sound Tropez sprawdza się bezbłędnie. Ścieżka dźwiękowa, jaką posłużono się w słuchowisku, w dużej mierze pochodzi z "Wiedźmina: Zabójcy królów". Znakomicie spełnia swoje zadanie, budując klimat i stanowiąc doskonałe tło dla całości, jednocześnie budząc miłe wspomnienia wśród osób zaznajomionych z grami. 

Praca  Kamila Śmiałkowskiego i Michała Szolca, z aktorami: Adamem Ferency, Jackiem Rozenkiem, Magdaleną Różczką, Magdaleną Popławską, Jan Janga-Tomaszewski i Sylwią Nowiczewską, dała historii stworzonej przez Paula Tobina nowe istnienie. Naprawdę, komiksu nie warto otwierać, jeżeli ma się sposobność przesłuchania słuchowiska studia Sound Tropez.

"Lewa ręka boga: Lewa ręka boga" - Paul Hoffman

$
0
0
"Lewa ręka boga: Lewa ręka boga" to debiutancka książka, autorstwa Paula Hoffmana, otwierająca serię książek opowiadającą o młodym Thomasie Cale, akolicie z  Sanktuarium Odkupicieli. Dzieło zostało określone, powieścią niesamowicie uciekającą wszelakim klasyfikacjom.

Paul Hoffman - pisarz brytyjskiego pochodzenia. Ukończył anglistykę na Oksfordzie, potem imał się ponad dwudziestu różnych zawodów. Wśród nich stanowił gońca, nauczyciela i cenzora filmów. Został autorem trzech scenariuszy filmowych i czterech powieści. Odpowiada za powstanie omawianego dzieła i jego drugiej części, z trzech, które opublikowano. 

W Sanktuarium nie ma miejsca na litość i miłosierdzie. Ci, którzy trafiają do kamiennego labiryntu sal, mają tylko jedno zadanie: walczyć aż do śmierci o Jedynie Słuszną Wiarę. Tomas Cale ma piętnaście albo szesnaście lat – nie pamięta. Nie pamięta również tego, jak nazywał się, nim trafił w ręce okrutnych braci. Niezwykle utalentowany, zarówno czarujący, jak i zdolny do niebywałego okrucieństwa, w chwili słabości pozwala sobie na nieodpowiedzialny czyn. W odruchu litości zabija pastwiącego się nad młodą kobietą odkupiciela, podpisując na siebie wyrok śmierci. Tomas musi uciekać przed karzącą ręką Powieszonego Odkupiciela i jego fanatycznych wyznawców. Wraz z ocaloną dziewczyną i przyjaciółmi, Henrim i Kleistem, opuszcza Sanktuarium, by stawić czoła rzeczywistości poza jego murami. Niełatwy charakter, porywczość i budzące niepokój zdolności nie ułatwią mu ukrycia się pomiędzy normalnymi ludźmi…

W jednym z okien Sanktuarium Odkupicieli, stoi chłopiec. Ma czternaście lub piętnaście lat. Nie wie dokładnie ile, podobnie jak pozostali młodzi mieszkańcy tego miejsca. Nie pamięta, jak się naprawdę zwie, ponieważ każda nowa osoba, dostaje imię jednego z męczenników odkupicieli, a jest ich całe mnóstwo. Bowiem od niepamiętnych czasów ci, jakich nie udało im się nawrócić, nienawidzili ich z całego serca. Młodzieniec zwie się Thomas Cale, chociaż nikt, nie mówi do niego po imieniu, ponieważ czynienie tego uznaje się za ciężki grzech. Do okna przyciągnął go odgłos północno-zachodniej bramy, jęczącej niczym olbrzym cierpiący na bóle w kolanach za każdym razem, jak ją otwierano, co zdarzało się nader rzadko. Spogląda, jak dwaj odkupiciele w czarnych sutannach wprowadzają na dziedziniec małego chłopca, mniej więcej ośmioletniego, a za nim następnego, młodszego, a potem kolejnych. Cale nalicza dwudziestu, zanim na końcu pokazują się zamykający pochód dwaj kapłani. I tak nagle jak została otwarta, brama zostaje zamknięta z artretyczną powolnością. Poza bramą leżą Strupie Wzgórza, Cale zaledwie sześć razy wychodził za bramę, od czasu, jak przywieziono go dziesięć lat temu do Sanktuarium Odkupicieli, jako najmłodsze, jak powiadano, dziecko sprowadzone kiedykolwiek do Sanktuarium. Za każdym razem strażnicy obserwowali go bacznie, jakby od tego zależał ich los, co zresztą nie mijało się z prawdą. Jak brama się zamknęła, znów popatrzył na wprowadzonych chłopców. Żaden nie cierpiał z powodu nadwagi. Jednakże każde z nich miało pucołowate policzki, właściwe małym dzieciom. Każde z nich też otwierało szeroko buzie na widok ogromu miejsca, w jakim się znaleźli i jego niebosiężnych murów. Choć onieśmieleni i zdumieni niezwykłym obcym otoczeniem, nie okazują strachu. Niebawem, to się w nich zmieni. Ponieważ, w Sanktuarium Odkupicieli nikt nie pozostaje wiecznie pełen odwagi, a nadzorca kuchni, która nader dobrze karmi odkupicieli, chłopców nie karmi prawie w ogóle. Żaden z chłopców w Sanktuarium nie ma pojęcia, ilu ich wszystkich w nim mieszka. Wielu uważa, że kilkadziesiąt setek, a z każdym miesiącem coraz więcej. To właśnie  wzrost liczb akolitów jest najczęstszym przedmiotem dyskusji wśród młodych mieszkańców Shotover. Nawet wśród akolitów, jakich istnienie dobiega dwudziestki, panuje powszechna zgoda, że jeszcze pięć lat temu liczba chłopców się nie zmieniała. Od tamtego czasu jednak wzrosła. Odkupiciele zmienili swoje nastawienie, co samo w sobie stanowi dziwne, a nawet złowieszcze objawienie. Jako że konformizm to dla nich, to co powietrze. Każde z dni powinno przypominać poprzednie. Żaden rok nie powinien się różnić od innego. Jednakowoż, z powodu licznego wzrostu chłopców, należało przeprowadzić stosowne zmiany. W dormitoriach wstawiono dwupiętrowe, a nawet trzypiętrowe łóżka, w celu pomieszczenia nowicjuszy. Nabożeństwa odprawia się w kilku turach,  bo każda osoba codziennie musi chronić się przed potępieniem. Ostatnio nawet wprowadzono posiłki na zmianę. Nikt z chłopców nie ma najmniejszego pojęcia, co stoi za powodem zmian. Wiadome na pewno jest jedno. Warunki stają się coraz cięższe. To też Cale, niebawem ma zamiar opuścić to miejsce. Jednak, nie wie jeszcze, że z powodu  Henriego i Kleista zrobi to prędzej, niż się spodziewa. Na dodatek, podczas ucieczki, uratuje przed pewną zgubą Ribę, co jeszcze bardziej zdenerwuje jego opiekunów. Za to za murami Sanktuarium Odkupicieli, znajdując się w świecie, którego zupełnie nie zna, wcale nie będzie mu lepiej.

Nazwa Sanktuarium Odkupicieli na Skarpie Shotover jest przeklętym kłamstwem, ponieważ próżno tam szukać odkupienia, a tym bardziej świętości. Okolicę porastają rzadkie kolczaste krzewy i patykowate zielska, i trudno tu odróżnić zimę od lata, co oznacza, że bez względu na porę roku panuje przenikliwy ziąb. Sanktuarium widać z odległości wielu staj, o ile w powietrzu nie unosi się mgła, składająca się głównie z krzemienia, mieszanki wapiennej i mąki ryżowej. Mąka sprawia beton twardszym od skał, co stanowi jedną z przyczyn, dla których więzienie to, bo inaczej to miejsce nie można nazwać, oparło się tak wielu oblężeniom, że w końcu wszelkie próby zdobycia Sanktuarium Shotover siłą, uznano za daremne i od setek lat nikt ich nie podejmował.  Jest to w istocie cuchnąca, odpychająca forteca i nikt poza lordami odkupicielami nie odwiedza jej z własnej woli. Kim są zatem jego więźniowie? Słowo więzień również nie oddaje prawd, ponieważ sugeruje popełnioną zbrodnię. Zaś ci, jakich przywieziono do Shotover, nie zrobili nic przeciw prawu, ani Bogu. Nie przypominają też więźniów. Żadna z osób, które tu trafia nie skończyła dziesięciu lat, a minie może nawet piętnaście, zanim opuści to straszne miejsce, co udaje się zaledwie połowie. Pozostali odejdą w całunie z niebieskiego worka i zostaną pochowani na polu Ginky'ego, czyli cmentarzu, jaki zaczyna się tuż za murami i rozciąga daleko jak okiem sięgnąć. Już to pozwala nakreślić rozmiar tego więzienia, a także panujące warunki, które sprawiają, że trudno tu nawet przetrwać. Nikt nie zna wszystkich przejść Sanktuarium, a w jego niekończących się krętych korytarzach, biegnących raz w górę, raz w dół, zgubić się równie łatwo jak w każdej dziczy. Wszystkie są takie same i nie zmieniają się przez wieki: brązowe, ciemne, brudne i cuchnące stęchlizną.

Przeważnie, jak pisarz spartoli pracę nad książką, to ta prezentuje się kiepsko już na początku, a potem jest coraz gorzej. Z debiutanckim dziełem Paula Hoffmana jest nieco odwrotnie. Pierwsze ze stron, utwardzają w przekonaniu, że twórca wie co robi. Od razu zaciekawia odbiorcę, opisem brutalnego i mrocznego miejsca, w jakiego obrębach murów zdarzenia, ten będzie miał sposobność śledzić. Jak również, nastoletnim przewodnim bohaterem, ewidentnie cieszącym się szacunkiem wśród rówieśników. Jednakże to zaledwie początek, jakim pisarz postanowił nas zwieść. Ponieważ potem, powieść prezentuje się zupełnie odmiennie. Przekłamaniem raczej nie będzie stwierdzenie, że Paul Hoffman pisał ją na kolanie, wplatając w historię to, co akurat mu się nasunęło. Może wiecie, jak to jest w momencie, jak człowiek zamiera ze strachu. Źrenice oczu się rozszerzają, język staje kołkiem w gardle, wnętrzności skręcają się w supeł. Ale to nic w porównaniu z uczuciem, jakie opanowuje Cale, Henriego i Kleista, jak przed oczami staje im całe okrucieństwo, z jakim odkupiciele potraktują ich za głupotę. Wielki tłum w milczeniu, będzie czekał na ich egzekucję.  Rozlegną się wrzaski, w chwili jak zostaną powleczeni na szafot. Po nieskończenie długiej godzinie modlitw, sznur oplecie ich i pociągnie w górę, a oni będą się dusić i wierzgać nogami. To czeka ich, za znalezienie drzwi do części sanktuarium, o jakiej pojęcie ma niewielu. Jednakże, to będzie akt łaski, w porównaniu z losem, jaki oczekuje ich za morderstwo. I to właśnie od momentu, w jakim bohaterowie postanawiają uniknąć, bogatej w bolesne doznania śmierci, powieść się psuje. Jednakże, zanim przejdę do jej minusów, warto wspomnieć o plusach. Te, to przede wszystkim  przewodni bohater, z druhami. Cale posiada unikalne zdolności, które sprawiają, że dla wielu stanowi bardzo cennego chłopca. Na swoje nieszczęście, te same talenta powodują, że ludzie parają do niego niezrozumiałą nienawiścią. Powoduje to, że każdemu okazuje nieufność. Czemu nie ma się co dziwić. Często też udaje, że nikt nie jest mu bliski, i że nikogo nie potrzebuje, choć często poświęca się dla Henriego i Kleista. Henri uważa Cale'a. za przyjaciela. Traktuje chłopaka, jak brata. Mimo tego, co przeszedł w Sanktuarium Odkupicieli, nie stracił poczucia humoru. To często się objawia, w momentach, jak Henri za kimś nie przepada. Wówczas na zagadnienia takiego człowieka, potrafi odpowiadać bardzo skomplikowanie. Nierzadko doprowadzając rozmówcę do szału.Kleist swoim usposobieniem, dorównuje Cale'owi. Jednakże w przeciwieństwie do niego, każda osoba jest mu obojętna. I wcale tego nie chowa. Jest jeszcze Riba. Cale z litości ratuje ją przed zgubom, czego potem bardzo żałuje. Ponieważ ta okazuje się dla nich ciężarem podczas ucieczki. I nie rozchodzi się o sam fakt, że do niedawna jej istnienie opiewało w sam luksus, przez co z trudem potrafi podołać jakimkolwiek trudom. Riba jest po prostu głupia. Po osobie, która w czasie wczesnego dzieciństwa, została uwolniona z niewolnictwa, oczekuje się troszeczkę podejrzliwości. Jednakże nie. Riba sądziła przez długi czas, że zostanie księżniczką, u boku bogatego księcia. Ostatecznie, o mało co nie pocięto ją na kawałeczki. Jest denerwująca, ale na szczęście, nie pojawia się w powieści na długo. Co prawda, potem wiele postaci ją zastępuje, ale żadna, tak nie wkurza. Żadna tez nie zasługuje na wspomnienie, ponieważ całe szlachetne grono zlewa się w jedną szarą masę. Paul Hoffman podarował każdej swojej drugoplanowej postaci charakter, ale najwidoczniej zapomniał, że potrzebna im też jakaś przeszłości, cele,  albo chociaż jakaś charakterystyka. Zresztą, ich na próżno  szukać w sposobie pisania autora. Niezależnie, o co się rozchodzi. A zważając na fakt, że w powieści została zastosowana wielowątkowość, powoduje to dezorientację i zamęt. Szczególnie, że z braku wspomnianego zobrazowania, ucierpiał świat powieści. Pełen nieuzasadnionego okrucieństwa i podziałów społecznych. Momentami padają realne nazewnictwa miast, ale w jakim okresie czasu ma miejsce historia, tego nie sposób określić. Dodatkowo, warto dodać, że Paul Hoffman popełnił mnóstwo błędów. I bardziej od częstego braku złożoności w zdaniach, razi to, że ten bardzo często zaprzecza sam sobie. 

Garstka ciekawych postaci, z całego ich mnóstwa, i zaledwie jedno zagadnienie, na które  odpowiedź znajduje się dopiero na ostatnich stronach książki, nie są warte cierpień, jakich dostarcza nam w swojej książce autor. Cóż, w taki sposób raz jeszcze zostało udowodnione, że osoba, która może świetnie radzić sobie z pisaniem scenariuszy, może nie radzić sobie z napisaniem książki.

"Coś się kończy, coś się zaczyna"

$
0
0
"Coś się kończy, coś się zaczyna” to opowiadanie nawiązujące do "Wiedźmina", autorstwa Andrzeja Sapkowskiego. Jednej z najpopularniejszych serii powieściowych ostatnich lat .Dobrze znani bohaterowie, razem w odsłonie słuchowiska zrealizowanego z udziałem znakomitych aktorów.

Andrzej Sapkowski - karierę literacką zaczynał jako tłumacz, przekładając na język polski opowiadania w "Nowej Fantastyce". Popularność zdobył kolejnością opowiadań i pięciotomową sagą o wiedźminie. Pierwsze opowiadanie ukazało się w wcześniej wspomnianym miesięczniku. Autor jest także laureatem wielu nagród literackich polskich i zagranicznych, w tym pięciokrotnie otrzymał nagrodę im. Janusza A. Zajdla, zostając wraz z Jackiem Dukajem najczęściej nagradzanym pisarzem w historii tego wyróżnienia. Na podstawie jego dzieła powstał: komiks o wiedźminie, pełnometrażowa adaptacja i serial, gra komputerowa oraz karciana. 

Krzysztof Gosztyła, Anna Dereszowska, Krzysztof Banaszyk, Marzena Trybała, Sławomir Pacek, Joanna Pach-Żbikowska, Małgorzata Kożuchowska, Maciej Rayzacher, Dariusz Wnuk, Paweł Szczęsny, Anna Brzoska, Krzysztof Wakuliński, Krzysztof Szczepaniak, Tomasz Marzecki i Cezary Kwieciński - - zespół aktorów, z którego każde posiada duże doświadczenie w podkładaniu głosu.

Opowiadania Andrzeja Sapkowskiego o przygodach Geralta z Rivii, uzyskało uznanie fanów literatury fantastycznej. Świat stworzony przez autora okazał się tak fascynujący, że na podstawie książek, stworzono także film i grę cieszącą się popularnością i uznaniem na całym świecie.
Geralt i Yennefer sami zadbali o niedługą listę gości, a zapraszaniem ich ma zająć się Jaskier. Wkrótce okazało się, że trubadur listę zgubił, i to zanim jeszcze ją przeczytał. Rzecz jasna, nie zamierza się do tego przyznać. Po prostu zaprasza kogo się udaje. Wszakże, Jaskier zna Geralta i Yennefer tak dobrze, że nikogo istotnego nie pominie, jednak wzbogaca spis gości o przerażającą liczbę osób całkiem przypadkowych. Takim sposobem pojawia się Vesemir z Kaer Morhen, mentor Geralta, a wraz z nim wiedźmin Eskel, z którym Geralt przyjaźni się od lat dziecięcych. Dociera druid Myszowór w towarzystwie wyższej od siebie o głowę i młodszej o jakieś sto lat ogorzałej blondynki o imieniu Freya. Wraz z nimi pojawia się jarl Crach an Craite ze Skellige w towarzystwie synów Ragnara i Lokiego. Ragnarowi, jadąc konno, nogi sięgają prawie do ziemi, a Loki przypomina filigranowego elfa. Nikogo to nie dziwi, ponieważ są oni dziećmi nałożnic jarla. Zameldowuje się wójt Caldemeyn z Blaviken z córką Anniką, dość atrakcyjną, choć potwornie nieśmiałą panną. Dociera krasnolud Yarpen Zigrin, co ciekawe, sam, bez towarzyszących mu zwykle brodatych bandytów nazywanych "chłopcami". Do Yarpena dołączył w drodze elf Chireadan, osobnik o nie do końca jasnej, ale niewątpliwie wysokiej pozycji wśród Starszego Ludu, eskortowany przez kilku nieznanych nikomu małomównych pobratymców. Dociera też rozwrzeszczana gromada niziołków, spośród jakich Geralt zna zaledwie Dainty Biberveldta, farmera z Rdestowej Laki. W gromadzie niziołków jeden niziołek, niziołka nie stanowi. Przedsiębiorca i kupiec Tellico Lunngrevink Letorte z Novigradu, zmiennokształtny doppler, występuje pod postacią niziołka o przybranym imieniu Dudu. Dojeżdża baron Freixenet z Brokilonu z żoną, urodziwą driadą Braenn, i pięcioma córkami, zwanymi Morenn, Cirilla, Mona, Eithne i Kashka. Morenn wygląda na piętnaście lat, a Kashka na pięć. Wszystkie rude jak ogień, choć Freixenet ma włosy czarne, a Braenn miodowo złote. Braenn jest w zaawansowanej ciąży. Freixenet poważnie twierdzi, że tym razem będzie to potomek rodzaju męskiego. Na co Braenn, uśmiechając się lekko, dodaje że będzie on  nosił imię Melissa. Jednoręki Jarre, młody kapłan i kronikarz z Ellander, wychowanek Nenneke. Jarre dołącza głównie z powodu Ciri, w której się podkochuje. Ciri, ku rozpaczy Nenneke, zdaje się całkowicie lekceważyć kalekiego młodzieńca i jego niezręczne zaloty. Listę gości nieoczekiwanych otwiera książę Agloval z Bremervoord, którego przybycie graniczyło z cudem, bo książę i Geralt szczerze się nie cierpią. Jeszcze dziwniejszy jest fakt, że Agloval zjawił się w towarzystwie małżonki, syreny Sh'eenaz. Sh'eenaz zrezygnowała niegdyś dla księcia z rybiego ogona na rzecz dwóch niebywale pięknych nóg, ale znana jest z tego, że nie oddala się od morskiego wybrzeża, bo ląd budzi w niej strach. Mało kto oczekiwał przybycia innych koronowanych głów, bo też i nikt ich nie zapraszał. Mimo tego monarchowie przysłali listy, podarki i postów. Musieli przy tym się zmówić, bo posłowie podróżowali w grupie, która po drodze zdążyła się zaprzyjaźnić. Rycerz Yves reprezentuje króla Ethaina, komes Sulivoy króla Venzlava, sir Matholm króla Sigismunda, a sir Devereux królową Adde, dawną strzygę. Podróż musiała przejawiać się wesoło, bo Yves ma rozciętą wargę, Sulivoy rękę na temblaku, Matholm kusztyka, a Devereux ma takiego kaca, że ledwie siedzi w siodle. Nikt nie zapraszał złotego smoka Villentretenmertha, bo nikt nie wiedział, jak go zaprosić i gdzie go szukać. Ku ogólnemu zdziwieniu smok zjawił się, oczywiście incognito, pod postacią rycerza Borcha herbu Trzy Kawki. W miejscu, gdzie jest Jaskier, o żadnym incognito mówić rzecz jasna nie można. Niemniej jednak mało kto daje wiarę, jak poeta wskazuje kędzierzawego rycerza i twierdzi, że to smok. Nikt też nie zapraszał i nikt nie oczekiwał malowniczej hałastry, określającej siebie mianem "przyjaciół i znajomych" Jaskra.  To głównie poeci, muzycy i trubadurzy, a do tego akrobata, zawodowy gracz w kości, treserka krokodyli i cztery kolorowe panienki, z których trzy wyglądają na nierządnice, a czwarta, która na nierządnice nie wygląda, ponad wszelką wątpliwość nią stanowi. Grupę uzupełnia dwóch proroków, z czego jeden fałszywy, jeden rzeźbiarz w marmurze, jedno jasnowłose i wiecznie pijane medium płci żeńskiej i jeden ospowaty gnom, który twierdzi, że nazywa się Schuttenbach. Magicznym statkiem amfibia, przypominającym skrzyżowanie łabędzia z wielką poduszką nadlecieli czarodzieje. Jest ich czterokrotnie mniej, niż zaproszono, i trzykrotnie więcej, niż oczekiwano, bo konfraterni Yennefer, jak wieść niesie, potępiają jej związek z mężczyzną "z zewnatrz", a do tego wiedźminem. Część w ogóle zignorowała zaproszenia, cześć odmówiła z powodu braku czasu i konieczności obecności na dorocznym, ogólnoświatowym konwencie czarodziejów. Tak więc na pokładzie poduszkowca znaleźli się zaledwie Dorregaray z Vole i Radcliffe z Oxenfurtu. I Triss Merigold o włosach, jak październikowy kasztan.

Stojący na wśród jeziornym cyplu zamek Rozrog prosi się o generalny remont, z zewnatrz i wewnątrz, i to nie od wczoraj. Mówiąc oględnie, Rozrog to ruina. Bezkształtny zlepek kamieni, porośniętych gęsto bluszczem, powojem i tradeskancją. Ruina stojąca wśród jezior, błot i bagien rojących się od żab, zaskrońców i żółwi. Stanowił on ruinę już wówczas, jak podarowano go królowi Herwigowi. Zamek Rozrog i otaczające go tereny są bowiem czymś w rodzaju dożywotniego nadania, pożegnalnego prezentu dla Herwiga, który dwanaście lat temu abdykował na rzecz swojego siostrzeńca Brennana, od niedawna zwanego Dobrym. Geralt poznał eks-króla przez Jaskra, bo trubadur bywał w Rozrogu często, jako ze Herwig był przemiłym i radym gościom gospodarzem. O Herwigu i jego zamczysku przypomniał właśnie Jaskier, jak wszystkie miejscowości z opracowanej przez wiedźmina listy zostają odrzucone przez Yennefer jako się nie nadające. O dziwo, na Rozrog czarodziejka zgodziła się natychmiast i bez kręcenia nosem.

"Coś się kończy, coś się zaczyna" to powstałe w 1992 roku, a opublikowane drukiem w 1994, opowiadanie autorstwa Andrzeja Sapkowskiego. I choć nawiązuje ono do dziejów Geralta z Rivii, warto wiedzieć, że nie jest związane z sagą o Wiedźminie. Jak również,  nie prezentuje się jako alternatywne zakończenie. Bowiem zostało napisane, jako całkowicie odrębne dzieło, co podkreślił swego czasu sam autor. Co nie zmienia faktu, że warto się z nim zapoznać. Treść opowiadania to przebieg wesela Geralta i Yennefer z Vengerbergu. Na mocno zakrapianej imprezie, panuje harmider, ale hulańców też nie brak, więc nikt nie powinien się nudzić. Szczególnie, że w tekście występuje wiele postaci znanych z wczesnych opowiadań o wiedźmińskim rzemiośle. Yennefer, Geralt, Nenneke, Jaskier, Ciri, Triss Merigold, Myszowór, Eskel, Crach An Craite, Braenn, Galahad, Vissing, i Loki. Na dodatek weselisko ma miejsce na zamku Rozrog, jakiego niektóre pomieszczenia i okolice, są wciąż zamieszkałe. Sądzę, że nie ma co się rozwodzić nad piórem Andrzeja Sapkowskiego. Jeżeli zapoznajecie się z tym tekstem, to zapewne nie jest ono wam obce. Cóż, w szesnastu stronicowym dziele, okazuje się ono w całej krasie. Skromne, surowe, pełne powtórzeń. 

Pierwsze co wpada w ucho, po rozpoczęciu słuchowiska, to naprawdę świetne odzwierciedlenie dźwięków otoczenia. Plusk rzeki, śpiew ptaków, szelest pościeli. Wśród nich, zaledwie tupot podków konia należącego do Ciri, brzmi dziwnie nienaturalnie. Nietrudno o wrażenie, że zwierze chodzi wcale nie uginając nóg. Za akompaniament odpowiadali Adam Skorupa i Krzysztof Wierzynkiewicz. Maczali oni palce w ścieżce dźwiękowej gier CD Projekt Red. Jeżeli w nie graliście, to pewnie wiecie, że praca tego duetu, nie mogła się nie udać. Podarował on klimat słuchowisku. Jednakowoż, wspominając o grach, nie można nic nie powiedzieć o lekkim zawodzie, jaki sprawia dobór aktorów. Choć, to bardziej osobiste odczucia, niż stwierdzenie faktu. Ponieważ, skoro okładka słuchowiska nawiązuje do gier CD Projekt Red, to dlaczego nie postarano się o aktorów, odpowiedzialnych za podarowanie głosów postaciom z nich? Krzysztof Gosztyła, Anna Dereszowska, Krzysztof Banaszyk, Marzena Trybała, Sławomir Pacek, Joanna Pach-Żbikowska, Małgorzata Kożuchowska, Maciej Rayzacher, Dariusz Wnuk, Paweł Szczęsny, Anna Brzoska, Krzysztof Wakuliński, Krzysztof Szczepaniak, Tomasz Marzecki i Cezary Kwieciński nie prezentują się źle. Wręcz przeciwnie. Robią bardzo dobrą robotę, odzwierciedlając usposobienie bohaterów. Jednakże, jak spędziło się kilkadziesiąt godzin w świecie Geralta z Rivii od CD Projekt Red, to trudno pogodzić się z faktem, że postacie, które tak dobrze się zna i uwielbia, posiadają inne tonacje głosów. Szczególnie z głosem Jaskra, w którego wciela się Sławomir Pacek, trudno się pogodzić. Za to Krzysztof Banaszyk, jako Geralt i Anna Dereszowska, jako Yennefer bardzo przypominają pierwowzór. Za to osobą która nie sprawia w ogóle zawodu jest Krzysztof Gosztyła. Jako narrator pasuje do słuchowiska idealnie.  Jego głos, to jeszcze jeden element, jaki doskonale dodaje dziełu klimatu. Jednakże słuchowisko nie jest pozbawione minusów. Imiona, które czasem w nim padają  nierzadko mijają się z prawdziwym brzmieniem.To też można znaleźć w nim takie kwiatuszki, jak "kracz ał krait" albo "kaer morhen". To drobnostki, ale potrafią drażnić. Szczególnie, że Andrzej Sapkowski pewnego dnia napisał instrukcję, w jaki sposób powinno się odmieniać miana jego bohaterów.

Słuchowisko "Coś się kończy, coś się zaczyna” na podstawieopowiadania Andrzeja Sapkowskiego, jest bardzo podobne do dzieł, które swego czasu oferowało nam studio Sound Tropez. Nawet wizualnie, bo jego opakowanie jest takie samo, jak ich słuchowisk. I choć stając w szranki z jakimkolwiek z ich dzieł, omawiane słuchowisko zajmuje drugie miejsce, to może w niedalekiej przyszłości, poziom mógł się zrównać. Szkoda, że raczej do tego nie dojdzie. Ponieważ SuperNOWA, jak również Sound Tropez, przestało pracować nad tego rodzaju produkcjami.

Viewing all 350 articles
Browse latest View live